niedziela, 27 kwietnia 2008

links and crossroads

it is a huge privilege of the old age to be able to sail though one's mind traveling from one place of memories to another. you go somewhere, do something, and suddenly it comes to your mind, not just one thing but the whole set of different things. and you just enjoy it just like you enjoy a symphony, it is so much more than just a single tune you used to experience when you were in your twenties.

so?

środa, 16 kwietnia 2008

butterfly

jak idiotycznie angole nazwali motyla w sumie, maslany latacz. beznadzieja.
ale ja nie o tym.
jestem ostatnio świadkiem jak łatwo mogą wymknąć się różne rzeczy spod kontroli. proces może zacząć sięod jakiegoś minimalnego bodźca a potem przyczyny i skutki się zapętlają i bang mamy trzęsienie ziemi.
dodatkowo kwestia zaufania no i ofkoz żyłka detektywistyczna, to jet tfu tfu- głębokie niepostrzymane pragnienie dotarcia do [PRAWDY]

która jest ukryta przed oczami maluczkich, ale cóż ja się do nich nie zaliczam ;-)

w przymeczetowym ogródku zakwitły fiołki, całe mnóstwo, pachną niesamowicie- część jest biała :-D zerwałam też pierwszy w tym roku mlecz dla Bandziorka.
się chłopak ucieszył ;-)

wracając do motyla-zna ktoś taką sentencję 'trzepot skrzydeł motyla /gdzieś tam/ wywołuje huragan /gdzieś indziej/' ?

niedługo dotrze moje pierwsze sari :-) ciekawe czy bede wyglądać na tyle przyzwoicie, żeby zapragnąć następnych? :-D

niedziela, 13 kwietnia 2008

dziadek

nie wiem czemu ale na smierć dziadka zareagowałam apatią i tłumionym gniewem.
można sobie wiele rzeczy przetłumaczyć intelektualnie, ale emocje pozostają pod powierzchnią i nie da się z nimi wiele zrobić.
skutkiem czego byłam dość uciążliwa dla otoczenia.
brakuje mi cierpliwości ostatnio.
dziadek dlugo chorowal a ostatnie tygodnie jego życia spędzone w hospocjum były po prostu wyczerpujące psycvhicznie. latałąm jak głupia to do pracy, to do hospicjum, a napięcie wzrastało, bo nie mogłam skompletować papierów potrzebnych do zaproszenia męża, na dodatek moja mama przestała się do mnie odzywać, w sumie wszystko dołujące i żadnego sukcesu na koncie. czułam że mam za dużo na głowie, i moja podświadomość zdecydowała się na opcję 'bierne przeczekanie". tydzień leciał za tygodniem a mi chciało się tylko wybrać na urlop od własnego życia.
odwiedzanie dziadka było trudne, to jest trudno było zebrać się w sobie i pójść do niego, samo bycie z nim paradoksalnie było piękne. dziadek był szczęśliwy w hospicjum, pomyśleć, że ja się bałam, że poczuje się odrzucony. niestety nie moglibyśmy się nim zaopiekować tak jak wymagał jego stan zdrowia, podawać mu kroplówek, nie mieliśmy wyposażenia, materacy przeciw odleżynom i tak dalej. dziadek ucinał sobie pogawędki z każdym, pielęgniarkami, lekarzami, pacjentami, odwiedzającymi. potem przestał jeść i po kolei 'wyłączały' mu się poszczególne organy... najgorzej było z wątrobą, w końcu wychudzony i wyczerpany zaczął wymykać się z tego świata, spać coraz więcej, i więcej... umarłwe śnie.
chciałabym móc umrzeć jak on, mieć czas na pożegnanie się ze wszystkimi, pogodzenie się ze śmiercią, przemyślenia, a potem sobie po prostu zasnąć.

piątek, 4 kwietnia 2008

salwar ka bulanda :D

czyli islamic clothing i co z tego wyniklo.
postanowilam niniejszym wziac sie sieroznie za jakis biznes, a czego mi brakuje?
fajnych ubran z dlugimi rekawami na lato, pieknych i przewiewnych.
w Pl naszej tego nie uswiadczysz, a wiec do dziela!
zobaczymy co z tego wyjdzie.
na razie reklamuje sie u  Wszystkich Krewnych i Znajomych Krolika.
long live banjor bunny guy!

przedwczoraj kazalam dziecku posprzatac pokoj.
maly czlowiek orzekl:
'balagan to moje srodowisko naturalne, a ja jestem zagrozonym gatunkiem'.
takie sa skutki pozwalania na ogladanie animal planet.
10 lat i jaka wyszczekana lol.

so as the time passes by i try to ignore it as much as i can.
thanks to God calendars are simple not to look at.

the day before i told my kid to clean up the mess in her room.
she said 'mess is my natural habitat and i am the endangered specie'.
long live animal planet!  little human,10 years old, and so much to say.

so whatever i think about my life does not matter.

little masjid stories:
a girl called and asked me 'do you know mohammad x'? she actually mentioned the guy's name.
i answered 'no, where is he from?'
she said, very surprised 'Poland, where else?'
a helping question from my side: 'is he Polish then?'
'no, he is Egyptian' the girl told me, her voice sounding as if she thought it was obvious. silly me! no doubt about that.
'where does he live?' i asked another stupid question.
'in Warsaw, where else?'
few words of explanation- i live and work in Lublin, and Lublin is not Warsaw.
and- strangely enough- i do not know every muslim guy in Poland. so i advised the girl to call Warsaw masjid. she expected me to give her the guy's phone number. no really!


Blogged with the Flock Browser