czwartek, 28 października 2010

konwertytka na wydaniu

Dzisiaj poczułam potrzebę napisania o problemach kobiet i dziewcząt, które po przyjęciu islamu stają się -jak by to nie było- chodliwym 'towarem' na rynku matrymonialnym.
Uwaga, bracia i siostry w islamie, może być ciężko to czytać. Kto ma złudzenia i je lubi, miękkie serduszko, główkę w chmurach, niech nie czyta.

Na ogół jest tak, że kobieta poznaje muzułmanina, za jego pośrednictwem poznaje islam, i przyjmuje islam przed czy po ślubie. Ta sytuacja ma swoje plusy i minusy, ale o tym może napiszę kiedy indziej.

Są jednak i takie konwertytki, które zaczynają od poznawania islamu, przyjmują islam- a potem- się zaczyna. Matrymonium-pandemonium...
Może być tak, że nowa konwertytka zaczyna regularnie chodzić do meczetu. Tam staje się obiektem zainteresowania muzułmanów płci męskiej. Oczywiście- jedynie ożenek wchodzi w grę.
Czyste intencje, powiecie? Nic bardziej błędnego. Sporo panów pożąda wizy, papierów, punktu zaczepienia w Europie. Wielu zależy na tym, żeby mieć okazję do uprawiania halal seksu- w islamie seks może mieć miejsce jedynie w małżeństwie.
Ci panowie potrafią się posunąć do rozmaitych manipulacji, żeby osiągnąć swój cel.
Bo czy może chodzić o miłość jeśli proponuje się małżeństwo zupełnie obcej kobiecie, którą się widzi po raz pierwszy w życiu? Owszem, miłość może przyjść później, ale zadajmy sobie pytanie, czy w tej bajce jest smok?

Nowa konwertytka jest zupełnie bezbronną ofiarą. Po pierwsze, lgnie do nowej społeczności i wydaje się jej, że wszyscy muzułmanie są dobrzy. Że wystarczy, jeśli mężczyzna jest muzułmaninem, a zna swoje obowiązki i prawa jakie należą się żonie, i będzie ich przestrzegać. Tak, zdarzają się i tacy, alhamdulillah. Ale robienie takiego założenia z góry, w odniesieniu do obcego człowieka, jest czystą głupotą.

Po drugie, konwertytka jest obiektem nacisków ze strony innych muzułmanów i muzułmanek. Każdy ma jakiegoś brata/kuzyna czy znajomego, który szuka żony. Najlepiej, muzułmanki, i och, ach, biała skóra! Więc mówi się jej- małżeństwo to połowa religii. Siostro, źle być samej na świecie. Siostro, w islamie nie ma instytucji randek- weź ślub od razu!
No i bach. Wiele razy spotykałam się z taką sytuacją. Dziewczyna dostawała propozycję małżeństwa na przykład na zjeździe muzułmańskim- od kompletnie obcego człowieka. Na tym samym zjeździe, nawet następnego dnia, przy gromkim 'mashaAllah' i 'mabruk' zgromadzonych, odbywał się ślub.

Do dziś mam bardzo nieprzyjemne skojarzenia z tym procederem, owieczki idące na rzeź... Zaręczam, że żaden z obecnych Arabów, nawet imam udzielający ślubu, NIGDY nie wydałby swojej córki czy siostry za mąż w ten upokarzający sposób.

Dochodzimy tu do kolejnego punktu- a jest nim wali, opiekun. Konwertytka nie może liczyć na pomoc waliego. Taka opcja w Polsce nie istnieje. Wiele razy byłam świadkiem udzielania ślubów- nigdy wali nie zatroszczył się należycie o prawa kobiety. Po pierwsze, porządny wali, zanim udzieli zgody na ślub, dokładnie prześwietla narzeczonego- jaki ma charakter, z jakiej pochodzi rodziny, jaka jest jego sytuacja majątkowa, prawna, czy nie ma na przykład, innej żony w świecie. Wali w polskim meczecie w ogóle się tym nie zajmuje. On nawet często nie zna dobrze dziewczyny, której opiekunem ma być. Pojawia się para z ulicy, w meczecie szuka się kogoś, kto chciałby zostać walim- albo z urzędu jest nim imam. Czasem wali wie że dany narzeczony jest już żonaty- i zachowuje tą wiedzę dla siebie.

Wali powinien również zatroszczyć się o warunki kontraktu ślubnego, oraz o mahr dla panny młodej. Z reguły, niewiele go to obchodzi. Chcecie brać ślub? MashaAllah! Kwestię mahr macie umówioną? Bo to wasza sprawa, nie musicie tego mówić głośno.

Suma sumarum- konwertytka na wydaniu to owieczka- która stoi sobie samiutka na skraju drogi i beczy- come and make me halal- czyli- poderżnij mi gardziołko.

czwartek, 21 października 2010

komu let's temu go

Dwa kolejne weekendy spędzę sobie w podróżach- a jakże, rozrywkowo- biznesowych lol.
Jeżdżę sobie tu i ówdzie prowadząc warsztaty o hennie na różnych edycjach festiwalu Progressteron.

Babeczki! Progressteron to super sprawa. Dla każdego coś miłego, polecam. Atmosfera jest super, wszędzie pełno fajnych kobiet, i zajęcia przerozmaite. Wiem, że takie słowo nie istnieje, ale same możecie sprawdzić http://www.dojrzewalnia.pl/

Kolejna edycja już na wiosnę.

A więc, opowiem wam co ciekawego spotkało mnie w Katowicach, na dworcu PKS. Uwaga.
Poszłam do okienka informacji dopytać się o PKS do Lublina, i miła pani objaśniła mi wszystko pięknie. Potem przeszła do innego 'akwarium' z napisem 'KASA' a pod spodem 'KASY' był kolejny napisik, głoszący:
'Kasjerka nie udziela informacji o rozkładzie jazdy'

I tak sobie pomyślałam, skoro kasjerka i pani w akwarium o nazwie 'Informacja' to ta sama osoba... napisik ten nabiera surrealistycznej głębi. Uwielbiam takie smaczki!
Potem miałam sporą przyjemność z rozmyślania nad względną naturą wszystkiego.
Dziękuję Ci osobo, któraś ten uroczy napisik wymyśliła! Ba, wykonała i przylepiła pod napisem 'KASA'.

wtorek, 19 października 2010

poligamia i inne takie...

Od dłuższego czasu czytuję z wielkim zainteresowaniem blogi kobiet żyjących w poligamicznych związkach.
Szczególnie ten jest wstrząsający http://polygamy411.com i jak sądzę, najbardziej wyczerpuje temat pt 'współczesna kobieta z Zachodu, konwertytka na islam, w poligamicznym małżeństwie'.

Zawsze dziwił mnie fakt, że ludzka skłonność do ranienia innych jest tak... rozpowszechniona? Naturalna?
Pierwsza żona ma nadzieję, że mąż rozwiedzie się z drugą i tym żyje.
Druga się łudzi, że ożenił się z nią bo nie kochał pierwszej, i tym żyje.

Ile kobieta jest zdolna zrobić dla mężczyzny?
Niedawno wyczytałam też historię Australijki, która przyjęła islam, po czym jej narzeczony, Egipcjanin, namówił ja, żeby poddała się obrzezaniu. I ona, zaprowadzona za rękę przez przyszłą teściową do 'muzułmańskiej' kliniki, z własnej woli pozwoliła sobie wyciąć łechtaczkę i okolice. 'Lekarz specjalista' przyjeżdża dwa razy w roku do Australii i wycina- dorosłym kobietom, które przychodzą do niego z własnej nieprzymuszonej woli, jedynie po praniu mózgu przez egipskiego kochasia. Na brak chętnych nie narzeka, na co wskazuje częstotliwość jego wizyt.

Kurczę myślę o tym i złość mnie serio ogarnia. Brutalnie mówiąc tak wyprany mózg nadaje się jedynie do amputacji.

środa, 6 października 2010

chocolate is a vegetable

Chocolate is derived from cacao beans. Bean = vegetable. Sugar is derived from either sugar CANE or sugar BEETS. Both are plants, which places them in the vegetable category. Thus, chocolate is a vegetable.

To go one step further, chocolate candy bars also contain milk, which is dairy. So candy bars are a health food.

Chocolate-covered raisins, cherries, orange slices and strawberries all count as fruit, so eat as many as you want.

If you've got melted chocolate all over your hands, you're eating it too slowly.

The problem: How to get 2 pounds of chocolate home from the store in a hot car. The solution: Eat it in the parking lot.

Diet tip: Eat a chocolate bar before each meal. It'll take the edge off your appetite, and you'll eat less.

If calories are an issue, store your chocolate on top of the fridge. Calories are afraid of heights, and they will jump out of the chocolate to protect themselves. (We're testing this with other snack foods as well.)

If I eat equal amounts of dark chocolate and white chocolate, is that a balanced diet? Don't they actually counteract each other?

Chocolate has many preservatives. Preservatives make you look younger. Therefore, you need to eat more chocolate.

Put "eat chocolate" at the top of your list of things to do today. That way, at least you'll get one thing done.

A nice box of chocolates can provide your total daily intake of calories in one place. Now, isn't that handy?

If you can't eat all your chocolate, it will keep in the freezer. But if you can't eat all your chocolate, what's wrong with you?

If not for chocolate, there would be no need for control top pantyhose. An entire garment industry would be devastated. You can't let that happen, can you?

Podsumowując- udaję się do lodówki wyjąć kawałek czekolady i przyjąć go doustnie. Tak się bowiem składa, że obniżył mi się poziom czekolady we krwi; a to może być niebezpieczne dla zdrowia, nieprawdaż?

wtorek, 5 października 2010

jadymy

Po wymuszeniu komplimentów ;) nadejszła wielkopomna chwila (CHWILA) żeby zrobić mały update. Ponieważ mój żywot jest nudny raczej, opowiem w skrócie, co uległo zmianie.

Po pierwsze, życiowe plany i ambicje.
Henna zawładnęła mną całkowicie. Zaczęło się niewinnie, od kilku rożków, które pomogły mi przetrwać dołki psychiczne rozmaitego rodzaju. Obecnie istnieje możliwość, że pasja zacznie się opłacać także w sferze materialnej.
Po drugie, w życiu tak zwanym osobistym, o którym nie wypada mówić publicznie -najpierw wszystko wywróciło się o 180 stopni, a teraz znowu o kolejne 180 więc zatoczyłam kolejne koło... lecz zapewniam, że to złudzenie, że drepczę wciąż w tym samym miejscu.
Po trzecie, mój żywot religijny nabrał konkretnego kształtu i mam miłe uczucie 'powrotu do domu'. Chyba nie da się stać okrakiem pomiędzy dwoma światami, tylko po to, żeby nikogo nie urazić... A ponieważ cisną mi się na klawiaturę słowa zbyt wielkie, lepiej zmienić temat i obiecać, że być może napiszę o tym innym razem, kiedy minie mi patetyczny nastrój. InshaAllah.
Po czwarte, dzięki Bogu widzę wokół siebie nowe twarze, nowych ludzi, którzy niezmiernie wzbogacają moje życie. Shukran :*

niedziela, 3 października 2010

nijekija

w zamierzchłych czasach, lub też- inaczej- dawno, daawno temu, można było przy pomocy sił wyższych, kupić w księgarni piękne bajki dla dzieci z tzw Kraju Rad. Kto wie, to rozumie ;)
Książeczki były pięknie wydane, ilustracje tak artystyczne, że można się było w nie wpatrywać godzinami, a same bajki -mądre. To co teraz widuję w księgarniach, to wstyd, żenada i ... skandal.
Ale do rzeczy. Do dziś pamiętam jedną z tych ślicznych książeczek, był to zbiór legend plemion syberyjskich. O niedźwiedziu, który zjadał dzieci, o dziewczynie, którą zła siostra zamieniła w brzózkę, i o córce Luny, Księżycowej Pani. To czarodziejskie i przecudnej urody dziecię posiadało magiczne zdolności, i dla dowcipu znikało sobie z kołyski w domu swoich przybranych rodziców, klaskając w rączki i wołając- nijekija.

Tak i ja sobie znikam z tego bloga, wchodzę po roku i widzę ponad 14tys odwiedzin. Ludzie naprawdę chce się Wam to czytać?