środa, 16 kwietnia 2008

butterfly

jak idiotycznie angole nazwali motyla w sumie, maslany latacz. beznadzieja.
ale ja nie o tym.
jestem ostatnio świadkiem jak łatwo mogą wymknąć się różne rzeczy spod kontroli. proces może zacząć sięod jakiegoś minimalnego bodźca a potem przyczyny i skutki się zapętlają i bang mamy trzęsienie ziemi.
dodatkowo kwestia zaufania no i ofkoz żyłka detektywistyczna, to jet tfu tfu- głębokie niepostrzymane pragnienie dotarcia do [PRAWDY]

która jest ukryta przed oczami maluczkich, ale cóż ja się do nich nie zaliczam ;-)

w przymeczetowym ogródku zakwitły fiołki, całe mnóstwo, pachną niesamowicie- część jest biała :-D zerwałam też pierwszy w tym roku mlecz dla Bandziorka.
się chłopak ucieszył ;-)

wracając do motyla-zna ktoś taką sentencję 'trzepot skrzydeł motyla /gdzieś tam/ wywołuje huragan /gdzieś indziej/' ?

niedługo dotrze moje pierwsze sari :-) ciekawe czy bede wyglądać na tyle przyzwoicie, żeby zapragnąć następnych? :-D

Brak komentarzy: