poniedziałek, 29 grudnia 2008

święta, święta, i po świętach

jak podaje Gazeta Wyborcza:


17-letni Adam P. został aresztowany, postawiono mu zarzut zabójstwa. Przyznał się, że w nocy z 24 na 25 grudnia zabił koleżankę, 15-letnią Natalię. Ciało dziewczyny pokłute nożem znaleziono w jego domu, w Sławie Wielkopolskiej koło Skoków.
Adam P. obchodził w Wigilię imieniny, zaprosił do siebie znajomych. Była wśród nich 15-letnia Natalia D. Znali się dobrze, od dawna.

- Imieninowe spotkanie zakrapiane było alkoholem. Najwięcej pił Adam P. - mówi Andrzej Dolata, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Wągrowcu. Ok. godz. 23 goście rozeszli się, większość wybierała się na pasterkę. Tylko Adam z Natalią zostali w domu. Dziewczynę znaleziono martwą następnego dnia.

Rodzina szukała jej. Dotarli do domu Adama P., drzwi były zamknięte, przed domem na śniegu widać było ślady krwi. Wyważono drzwi. Dziewczyna leżała tuż za progiem, na korytarzu. Miała kilka ran kłutych na plecach i klatce piersiowej - relacjonuje rzecznik policji. Kiedy doszło do zabójstwa, byli sami w domu. Nie ma świadków. - Z naszych ustaleń wynika, że ok. godz. 3 nad ranem doszło do kłótni, prawdopodobnie motyw był seksualny. Adam P. próbował się zbliżyć do dziewczyny, broniła się, wtedy ją zaatakował. Był pijany, nie wiadomo, na ile świadomy - mówi rzecznik. Po zabójstwie chłopak uciekł z domu. Poszedł pieszo do Murowanej Gośliny. Stamtąd autobusem pojechał do Poznania. Ale w czwartek wieczorem sam zgłosił się na policję w Poznaniu. Przyznał się, że zabił dziewczynę. W sobotę został aresztowany. Grozi mu dożywocie.


po prostu w glowie się nie mieści.

a w Gazie bombardowania.
świat zwariował.

piątek, 26 grudnia 2008

Dor - 1

przecudowny film, niesamowicie madre i piekne kino, i do niczego nie sposob sie przyczepic. aktorzy swietni, muzyka- wspaniala. fabula, dialogi... film, ktorego nie da sie zapomniec. o trudach i splatanych niciach losu, i o tym, ze dobro moze pojawic sie w kazdych okolicznosciach.
reszta folmu dostepna w kawalkach na youtube- polecam! obok pierwszej czesci linki do nastepnych
http://pl.youtube.com/watch?v=mDepj2ao51A

piątek, 12 grudnia 2008

Zikr

Zikr- czyli wspominanie Boga poprzez recytację. Tu piękny zikr w wykonaniu m. in. A R Rahmana. Na końcu 99 Najpiękniejszych Imion Boga.

czwartek, 11 grudnia 2008

Jak wyglądały mechanizmy amerykańskiej propagandy wojennej przejętej przez polskie media? Historia medialnej fikcji na przykładzie inwazji Iraku.

import z viva!Palestyna, artykul Jerzego Szygiela

Tempo wojny, tempo propagandy: krótka historia hollywoodzkiego linczu
"Go, go, go!" - ten charakterystyczny krzyk amerykańskich sił specjalnych to dźwięk, który został najsilniej zapamiętany przez personel i pacjentów szpitala miejskiego w Nassirii (południe Iraku), choć mogli również wspominać inne odgłosy: wystrzały, eksplozje i wyłamywanie drzwi z hukiem. Może dlatego, że ekipa, która to wszystko filmowała (trzy kamery noktowizyjne, w tym jedna na wysięgniku teleskopowym), kiedy już było po wszystkim, poprosiła żołnierzy o dokrętkę początkowej fazy ataku, więc biegli i krzyczeli jeszcze raz "go, go, go!" na placu przed szpitalem - w tempie jak trzeba.

Nazajutrz, 1 kwietnia 2003, George W. Bush, prezydent Stanów Zjednoczonych, poinformował swój naród i resztę planety, że oddział specjalny wojsk amerykańskich przedarł się na tyły wroga i po bohaterskiej walce odbił z rąk irackich siepaczy 19-letnią amerykańską dziewczynę, szeregową Jessikę Lynch, która "dostała się do niewoli" w Nassirii trzeciego dnia inwazji na Irak, 23 marca 2003. Jednocześnie telewizje pokazywały film ze zdobycia szpitala. Z czasem niewiarygodna historia młodej Jessiki stała się szkolnym wzorem profesjonalnej propagandy patriotycznej, przykładem użycia najnowocześniejszych technik perswazyjnych public relations w służbie amerykańskiego przemysłu wojennego. Jest to przypadek najlepiej poznany, najlepiej udokumentowany i zweryfikowany przez niezależne od Pentagonu media, najłatwiejszy do zrekonstruowania.

Pod koniec marca 2003, dość nieoczekiwanie, inwazja straciła tempo. Amerykański korpus ekspedycyjny, atakowany przez wojska irackie i zdezorientowany burzą piaskową, utknął w połowie drogi na Bagdad. Nie zdobyto żadnego dużego miasta, oddziały brytyjskie i polskie ciągle nie mogły poradzić sobie z "irackim Westerplatte", Umm Kasr, jedynym, niewielkim portem morskim Iraku położonym zaledwie o kilka kilometrów od Kuwejtu, miejsca startu lądowej części agresji.

Kontekst propagandowy był nienajlepszy. Po kilku pierwszych dniach wojny z braku zapowiadanych tłumów Irakijczyków witających kwiatami wyzwolicieli telewizje pokazywały przestraszone twarze irackich jeńców z podniesionymi rękami, co zastępczo miało symbolizować triumf. W tej fazie w Polsce entuzjastyczna "Gazeta Wyborcza", która gorliwie kopiowała wszystkie amerykańskie koncepty propagandowe, na pierwszej stronie drukowała zdjęcie zgiętego w pół, ubranego po cywilnemu Irakijczyka w klapkach, nad którym stał uzbrojony po zęby, polski żołnierz o cokolwiek technologicznym wyglądzie, który w przeciwieństwie do jeńca miał zamaskowaną twarz. Taki był przekaz panowania i zwycięskiej pychy. Wszystko szło dobrze, ale pojawił się problem gdy telewizja iracka pokazała odkryte twarze jeńców amerykańskich.

Z triumfu zeszło powietrze. Szef Pentagonu Donald Rumsfeld nagle przypomniał sobie o konwencjach genewskich, oskarżył iracką telewizję ich gwałcenie (nie należy pokazywać twarzy jeńców). Ale zanim nadszedł odgórny zakaz niektóre amerykańskie telewizje pokazały przerażone twarze schwytanych Amerykanów wywołując powszechny szok. Samo używanie przez dziennikarzy słowa "przerażenie" doprowadziło do niezamierzonego skojarzenia z szeroko promowaną wcześniej nazwą wojskowej metody ataku na Irak, która brzmiała - jak mało kto dziś pamięta - "Szok i przerażenie" ("Shock and awe" - zresztą od tego momentu nazwa ta natychmiast i na zawsze znikła z amerykańskich mediów, "przerażenie" miało terroryzować atakowanych nie atakujących). Trzeba było szybkich środków zaradczych.

Media dopiero teraz zaczęły mówić o "wojnie propagandowej", choć Pentagon, który się na tym zna, od pierwszego dnia rzeczywistej wojny starał się zniszczyć siedzibę irackiej telewizji państwowej w Bagdadzie. To był pierwszy, "prewencyjny" (jak sama wojna) środek zaradczy. 24 marca, po ukazaniu się zdjęć amerykańskich jeńców te działania zintensyfikowano, całe hektary miasta wokół bagdadzkiej telewizji zamieniały się w gruzy. A i tak iracka telewizja nadawała aż do 10 kwietnia, jeszcze w dzień po zdobyciu Bagdadu przez amerykańskie wojska inwazyjne.

Być może warto przypomnieć, że podczas gdy Amerykanie już dawno realizowali środek zaradczy numer dwa ("Akcja Jessica") na polskim podwórku dziennikarze zajmowali się odkrywaniem Ameryki. Najbardziej tragikomicznym tego przykładem była wieczorna emisja "Wiadomości" (TVP1) z 30 marca kiedy prezenter Kamil Durczok, po stachanowsku rozgrzany do czerwoności, wzywał Amerykanów do natychmiastowego zbombardowania telewizji irackiej. Obok niego siedział dziennikarz "Wiadomości" Waldemar Milewicz, który wrócił właśnie ze swojej pierwszej, dwudniowej podróży do objętego wojną Iraku. Obaj byli faktycznie zgodni, że należy zabić irackich dziennikarzy, gdyż źle pracują: uprawiają propagandę.

Durczok wyrażał bojowe i przejęte niezrozumienie dlaczego siły inwazyjne, w których Polska bierze przecież aktywny udział, pozwalają nadawać tej telewizji mimo jej widocznego wpływu na iracką ludność i opinię międzynarodową. Każdy polski prezenter telewizyjny uważał się wówczas za generała, więc Durczok przekonywał, że należało ją zbombardować pierwszego dnia ofensywy. Obaj z Milewiczem tłumaczyli telewidzom, że ta telewizja podtrzymuje morale irackich telewidzów i wysunęli tezę, że to właśnie ona jest - być może - powodem wstrzymania natarcia wojsk lądowych i opóźnienia ostatecznego zwycięstwa.

Wszystko to było dość dziwne: Waldek Milewicz pracował w telewizji polskiej od czasów stanu wojennego. W oczach ówczesnej opozycji to co przedstawiała TVP było czystą propagandą. Po owych pamiętnych "Wiadomościach" zapytałem Waldka czy w latach osiemdzisiątych popierałby ideę wysadzenia TVP w powietrze, zapytałem dlaczego jego zdaniem żadne polskie medium nie mówi, że celowanie w media jest sprzeczne z konwencjami genewskimi. Mówił, że poddał się nieodpartemu entuzjazmowi Durczoka, że był zmęczony i rzeczywiście wygadywał bzdury, że wcale tak nie myśli.

Iracka telewizja do końca swojej działalności ani razu nie wezwała do zabijania zagranicznych dziennikarzy, choć wielu z nich wyraźnie uważała za propagandystów. Dwaj polscy dziennikarze z telewizji TVN24 zatrzymani przez Irakijczyków 7 kwietnia 2003, choć reprezentowali państwo-agresora, zostali wkrótce wypuszczeni cali i zdrowi. Irakijczycy przestrzegali konwencji genewskich w stosunku do dziennikarzy zagranicznych do 7 maja 2004, kiedy zabili dwóch innych polskich dziennikarzy: Waldemara Milewicza i Mounira Bouamrane. Wówczas państwo irackie już nie istniało. Wcześniej wszyscy zagraniczni dziennikarze, którzy zginęli od kul i pocisków na irackiej wojnie, zostali zabici przez wojska amerykańskie.

Drugim, już fikcyjnym, więc bardziej skutecznym środkiem zaradczym Pentagonu na niespodziewane zatrzymanie road movie, którym miała być droga na Bagdad, było zaangażowanie prawdziwego Hollywoodu. Chodziło o błyskawiczne stworzenie epickiej historii z zakresu kultury masowej, którą prasa będzie mogła żywić się co najmniej tydzień, takiej, która mogłaby łatwo zaciemnić utratę tempa irackiej kampanii, a jednocześnie zamienić porażkę widoku amerykańskich jeńców w medialne zwycięstwo. Wybrano technikę pokazania ikony patriotycznej, w której stronę ludzie mogliby odwrócić twarze i do której mogliby się niejako "modlić". Doświadczeni pi-arowcy bardzo szybko zwęszyli idealnie nadający się do tego przypadek Jessiki Lynch.

Public relations (PR) to, najogólniej mówiąc, zespół metod reklamowo-marketingowych i technik wpływu na media przydatnych do tworzenia takiego społecznego wizerunku towaru lub idei jaki odpowiada zleceniodawcy. Sama reklama posługuje się słownictwem typowo wojennym jak "strategia", "kampania", "ofensywa", "cel" ("target"), "opór" czy "odwrót". Na przykład teoretyk marketingu Georges Chetochine przekonuje "Kupujący towar to wróg! Żeby zamienił się w poddanego trzeba: 1. rozbroić go; 2. uwięzić; 3. zawsze zachować inicjatywę". Oczywiście celem reklamy nie jest zabijanie ludzi, lecz tylko ich zmysłu krytycznego. Natomiast PR, który sam w sobie może być techniką komunikacji politycznej - jeśli zechce - może zabijać fizycznie.

Według byłego człowieka reklamy Frederica Beidbegera, autora wydanej również w Polsce książki "29.99" (tytuł oryginalny "99F"), "zasadą główną reklamy jest recykling wszystkiego, w tym tych, którzy się buntują". Reklama to nieustannie mielony surowiec wtórny, wieczne "pulp fiction". W ostatnich latach wielkie korporacje wykorzystywały do reklamy wielu teoretyków czy liderów różnych rewolucji: Marksa, Lenina, Mao, Zapatę czy Che Guevarę. Na użytek "Akcji Jessica" pracująca od lat dla Pentagonu agencja PR The Rendon Group (TRG) postanowiła wywołać coś bardziej chrześcijańskiego: bohaterski wizerunek buntowniczki Joanny d'Arc.

Wśród pokazanych w marcu 2003 amerykańskich jeńców była jedna kobieta: Shoshana Johnson, ale się nie nadawała do tak pomyślanego propagandowego "kontrataku". Miała trzydzieści lat i była czarna (brak identyfikacji z "targetem" - większością Amerykanów). Miała dwie kule w nodze, spędziła dwa tygodnie bolesnej niewoli, a kiedy nadeszło wyzwolenie musiała sama czołgać się do śmigłowca. Po jej powrocie nikt już o niej nie słyszał, nie było reportaży na temat jej brawury, ani propozycji książki. Nie nadawała się, bo kojarzyła się z przegraną, szokiem i przerażeniem. Była negatywem Joanny d'Arc i nieznanej dotąd Jessiki Lynch.

Jessica Lynch "dostała się do niewoli" z powodu zmęczenia jej dowódców i sprzecznych rozkazów. Sama była zmęczona, bo już trzeci dzień kierowała pięciotonową ciężarówką, a w walce ze snem nie pomagała nawet rozdawana żołnierzom amfetamina. Ale to nie ona tylko jej ciężarówka, z powodu awarii, nie mogła dalej jechać. Jessica przesiadła się do Humvee kierowanego przez inną żołnierkę, półkrwi Indiankę Hopi Lori Pietzewą. Ich tyłowy konwój zaopatrzenia zabłądził i przekroczył front wjeżdżając o świcie do Nassirii. Kiedy kapitan dowodzący w końcu zorientował się i dał rozkaz do odwrotu, z tyłu już było słychać odgłosy walki. Obrońcy miasta zatarasowali ulicę autobusem i płonącymi oponami. Żołnierki z Humvee, kompletnie nieprzygotowane do takiej sytuacji, zobaczyły oddział irackiego wojska biegnącego w ich stronę. Spanikowana Lori próbowała wydostać się z zasadzki naciskając gaz do dechy. Humvee uderzył gwałtownie w płonącą ciężarówkę z własnego konwoju.

Jessice Lynch, ze złamanym ramieniem, raną na głowie, strzaskaną kością udową i wybitą ze stawów stopą, udało się wydostać z samochodu, padła na ziemię i straciła przytomność. Na rozkaz irackiego dowódcy obie żołnierki zaniesiono do szpitala. Pietzewa zaraz potem umarła. Lynch miała silny krwotok wewnętrzny. Na szczęście miała tę samą grupę krwi (0+) co rodzina szpitalnego lekarza dr Saada Abdula Razaka. Zrobiono jej transfuzję, która uratowała jej życie. Była półmartwa, nikt jej nie pilnował. Ze świadectw byłych pacjentów i personelu zebranych w miesiąc później przez dziennikarzy, którzy zechcieli sprawdzić przypadek Jessiki Lynch (Los Angeles Times, Toronto Star, El Pais, BBC World, Le Nouvel Observateur) wynika, że młodą dziewczyną zaopiekowano się bardzo dobrze jak na ciężkie wojenne warunki. Jessica była trochę egzotyczną pacjentką. Ludzie wspominali pielęgniarkę, która wieczorami śpiewała jej kołysanki.
Amerykanie trochę atakowali miasto, ale postanowili zostawić je z boku i dalej parli na Bagdad. Nazajutrz mąż jednej z pracownic szpitala Mohammad Odeh al-Rehaief podszedł do amerykańskich posterunków na obrzeżu miasta żeby zgłosić obecność Jessiki w szpitalu. Zapewniony, że dostanie dużo pieniędzy, a jego rodzina zostanie przeniesiona do Stanów, zgodził się wrócić do miasta i zebrać maksimum informacji na temat szpitala, dostarczyć szczegółowy plan budynku. Przez najbliższy tydzień dowództwo zajęło się planowaniem "ataku", a wtajemniczeni pi-arowcy pisaniem scenariusza i układaniem tzw. planu medialnego, tj. planowaniem procedury takiego podawania informacji by uzyskać efekt Joanny d'Arc.
Mało brakowało, a nieświadomi lekarze ze szpitala w Nassirii mogli wszystko zepsuć. Obawiali się o stan szeregowej Lynch, która w ich oczach była właściwie dzieckiem i zdecydowali oddać ją Amerykanom. Irackie wojsko powoli opuszczało Nassiriję, ewakuowano też część szpitala. Przyszykowali ostatnią działającą jeszcze karetkę pogotowia i z duszą na ramieniu pojechali z Jessiką w kierunku posterunków amerykańskich pod miastem. Jeszcze bardziej przestraszeni Marines strzelali wówczas do wszystkich irackich karetek pogotowia, więc otworzyli ogień i do tej, mało nie zabijając swojej przyszłej Dziewicy Orleańskiej. Karetka musiała szybko zawrócić.

Atak na szpital nastąpił nocą, w dwanaście godzin po opuszczeniu miasta przez irackie oddziały zbrojne. W pozbawionym prądu (elektrownia zbombardowana) szpitalu zostało kilkudziesięciu pacjentów. Jak opowiadał później BBC inny lekarz, dr Anmar Udaj "To było jak w Hollywoodzie (…), amerykańskie siły specjalne strzelały gdzie popadnie, na szczęście ślepakami, słyszeliśmy zewsząd eksplozje. Krzyczeli go, go, go! Ten atak był jak jakiś show albo film akcji z Sylwestrem Stallone". Wybuchały stosowane w filmach granaty hukowo-dymowe. Jedna ze starszych pacjentek dostała ataku serca ze strachu. Kiedy żołnierze wyłamywali z impetem kolejne drzwi (te, które były otwarte najpierw zamykali) za nimi i ekipą filmową biegał administrator szpitala z kompletem kluczy w roztrzęsionych rękach. Chciał pokazać gdzie leży Jessica Lynch, ale nie zwrócili na niego uwagi. W końcu żołnierze zabrali Amerykankę na nosze i zanieśli do śmigłowca. Po dokrętce ewakuowała się cała reszta.

W prima aprilis 2003, w dniu, w którym prezydent Stanów Zjednoczonych zareagował na wiadomość o uwolnieniu Jessiki (pamiętnymi słowami "To super!"), kasety z filmem przewieziono na montaż do Kataru. Nie do "arabskiego CNN" Al Dżaziry, która się tam mieści, tylko do siedziby Centcomu (centralnego, amerykańskiego dowództwa operacji irackiej), również mieszczącą się w Katarze, tylko kilka kilometrów dalej. Tu całą noc fabrykowano film, który nazajutrz pokazano akredytowanym dziennikarzom jako reportaż. Tylko jeden wyraził cichą uwagę, że "coś za dużo efektów specjalnych". I wiadomość rozeszła się po świecie jak (pustynna) burza.

Główną metodą malowania ikony patriotycznej, oprócz "puszczania" zwykłych fałszywek, było to co w żargonie specjalistów od wojskowych operacji psychologicznych na wielką skalę nazywa się "pływaniem informacji" (po polsku:"nie potwierdzam - nie zaprzeczam"). 2 kwietnia Associated Press powołując się na "wysokiego funkcjonariusza pragnącego zachować anonimowość" doniosła, że uratowana żołnierka miała "co najmniej jedną ranę od kuli". Tego samego dnia New York Times za "wysokim oficerem armii Stanów Zjednoczonych" napisał, że Jessica Lynch jest ranna od "licznych kul". Całość została najpełniej rozwinięta w artykule Washington Post, na pierwszej stronie: "She Was Fighting to the Death" (który można przetłumaczyć "Walczyła na śmierć i życie"), z podtytułem "Ujawniamy szczegóły uwięzienia i ratunku żołnierki pochodzącej ze stanu Wirginia" (sama nazwa stanu sugeruje "dziewictwo").

Tutaj, według anonimowych "źródeł wojskowych" i reguł ludowej opowieści epickiej, Jessica walczyła "na śmierć" gdyż "nie chciała iść żywa do niewoli". Washington Post pisał, że bohaterska Lynch opierała się irackim napastnikom do ostatniej minuty i opróżniła swój ostatni magazynek do ostatniego naboju strzelając do wrogów i zabijając wielu z nich. Strzelała choć w jej ciele tkwiło już wiele kul i widziała wokół padających w boju rodaków. W końcu dopadł ją jakiś Irakijczyk i wbił w nią sztylet. Co do pobytu w szpitalu źródłem był "niezidentyfikowany iracki farmaceuta", który opowiadał, że Jessica często płakała w niewoli i "chciała do domu". Na pierwszym planie mamy więc pewną teoretyczną sprzeczność między obrazem walecznej Amazonki, rodzajem Rambo ze stali, a chlipiącą dziewczynką, ale właściwie wszystko grało: duma odbiorcy była budowana na wizerunku nieziemskiej dzielności połączonym z bliskim obrazem zwykłej, rozczulającej, "naszej" dziewczyny, "swojaczki".

W tle ikony dziennikarze z Washington Post z Rendon Group namalowali fresk. Według gazety operacja uwolnienia Jessiki była wspólnym dziełem Rangersów, Marines i komandosów ze specjalnej jednostki marynarki wojennej SEALS. Byli oni wspierani przez maga-samolot AC-130 Gunship "zdolny do wystrzeliwania 1800 pocisków na minutę ze swego działka 25 mm" oraz samolot rozpoznawczy, który filmował akcję zdobywania szpitala. Już na konferencji prasowej w Centcomie generał Vincent Brooks opowiadał, że cała ta armada musiała się "ostrzeliwać do końca". Żeby niczego nie brakowało Washington Post dodał, że - ciągle według anonimowego oficera - "siły operacji specjalnych odkryły w piwnicy szpitala coś, co wyglądało na prototyp irackiej celi tortur, z bateriami i elektrodami". Ta wersja wypadków stała się matrycą, która w następnych dniach była nieustannie "reloaded", stemplem odciskanym w prasie i mediach audiowizualnych całego świata, gdyż WP należy do prasy "prestiżowej". Ale właściwie to nie jest cała ikona, bez żadnej weryfikacji wprasowana w uczucia odbiorców.

Ludzie z Rendon Group "pozwolili pływać" informacji, że Jessica Lynch była zgwałcona, a później torturowana, następnego dnia krzyczał o tym na pierwszej stronie New York Daily News.

Wówczas już setki stacji radiowych i prowincjonalnych gazet w Stanach mówiły o "naszej Joannie d'Arc". Powstała piosenka-przebój country "She is a Hero" ("Jest bohaterką"). Ikoniczno-legitymacyjne zdjęcie Lynch w mundurze i na tle powiewającej flagi narodowej oraz stosowne, patriotyczne napisy pokazały się na koszulkach, breloczkach do kluczy, nalepkach samochodowych i innych gadżetach po ćwierć dolara sztuka. Kultowy wątek gwałtu został utrwalony w książce dziennikarza Ricka Bragga "I Am a Soldier, Too: The Jessica Lynch Story". Bragg tłumaczy w niej, że dziewczyna została brutalnie zgwałcona zaraz po dostaniu się do niewoli, ale tego nie pamięta z powodu częściowej amnezji.

Już w matrycowym artykule z Washington Post było przekonujące zdanie, że po tym wszystkim Jessice należy dać odpocząć. Lynch po krótkim pobycie w amerykańskim szpitalu w Niemczech została przewieziona do bazy Andrews pod Waszyngtonem. Przez następne pół roku jedynym dziennikarzem, który miał do niej dostęp był Rick Bragg. Amerykański Departament Obrony odmawiał innym "ze względów humanitarnych" i informował, że kontakty z nią i tak nie mają sensu, gdyż "straciła pamięć". Rodzina Lynch dostała milion dolarów za prawo wyłączności do książki. Jej promocją na świecie zajął się Pentagon (w Polsce wydało ją związane z Ministerstwem Obrony wydawnictwo Bellona pod tytułem "Historia Jessiki Lynch. Ja też jestem żołnierzem").

Wystawienie na widok publiczny ikony modlitewnej w delikatnym momencie inwazji Iraku było majstersztykiem wojskowego PR. Z jednej strony poruszało strunę egalitaryzmu feministycznego, dumy kobiecej, z drugiej budziło męską i rasistowską fantazję gwałtu białej, delikatnej dziewczyny przez irackich, "brudnych" brutali z nożami w zębach. Przywołanie symbolu świętej Dziewicy Orleańskiej służyło wywołaniu wrażenia "obrony ojczyzny", choć ta obrona miała miejsce po drugiej stronie globu, w kraju z Trzeciego Świata nasączonego ropą, na który napadł drapieżny, technologiczny gigant. Tempo irackiego road movie zostało medialnie utrzymane, aż do pozornego finału, następnej fikcyjnej akcji epickiej o planetarnym zasięgu pod nazwą "Obalanie pomnika Saddama" z 9 kwietnia 2003, w którym aktorami byli żołnierze USA i oddział najemników Ahmeda Szalabiego z Irackiego Kongresu Narodowego a widzami dziennikarze zagraniczni zakwaterowani w hotelu "Palestine" w Bagdadzie. Widowisko wystawiono zresztą bezpośrednio przed hotelem.

John W. Rendon, zdolny pi-arowiec i założyciel TRG, zanim zaczął pracować dla opanowanego przez skrajną prawicę Pentagonu, był w 1980 roku szefem kampanii Jimmy Cartera, a w 1992 jednym z głównych doradców kandydata na prezydenta Billa Clintona. Zarządzał kilkoma większymi operacjami dezinformacyjnymi polityczno-korporacyjnymi o dużym zasięgu jak masowa sprzedaż medialna amerykańskiej inwazji na Panamę, dystrybucja fałszywych informacji podczas wojny NATO-Jugosławia, czy - chyba największy jego sukces finansowy - organizacja światowego strachu przed fikcyjną "katastrofą komputerową roku 2000". The Rendon Group pracuje też dla Białego Domu i CIA, z której "zasobów osobowych" szeroko korzysta, oraz dla kilku międzynarodowych korporacji finansowych. Ogółem dostarcza usługi dla partnerów z ok. siedemdziesięciu krajów. W dokumencie wewnętrznym z 1997 (to był ostatni dokument wewnętrzny TRG, który ujrzał światło dzienne) chwali się "wtyczkami" w kilku światowych agencjach prasowych.

Podstawową metodą działania tego typu agencji PR (współdziałających z wywiadami wojskowymi) przy tworzeniu matryc medialnych nie jest uruchamianie "wtyczek" tj. dziennikarzy na drugich, tajnych etatach PR. To by za drogo kosztowało. Są jeszcze dziennikarze na drugich etatach w służbach specjalnych (już taniej), są tacy, którzy współpracują za darmo i w końcu nie współpracujący ze służbami specjalnymi, czyli przede wszystkim "cynicy" oraz "użyteczni idioci" (tych jest najwięcej). "Idioci" to dziennikarze dyskretnie prześwietleni przez służby pod kątem (braku) ich zmysłu krytycznego i zapału do poszukiwania "newsów". To im podsuwa się przyjaznego, wysokiego funkcjonariusza, który nic nie może powiedzieć, ale ostatecznie, po zastrzeżeniu absolutnej anonimowości, "ujawnia" jakiś drobny, niewinnie wyglądający, ale smaczny szczegół, tzw. przeciek sterowany. "Wtajemniczony" i podniecony tym dziennikarz ma już newsa. Z kilku takich szczegółów (z "różnych źródeł") może już zbudować historię według własnej wyobraźni. Agencje PR posługują się tu odwróceniem zasad ochrony źródła informacji i powoływania się na takie źródła, tj. zasad, bez których często nie byłoby uczciwej informacji. Najlepszym polskim przykładem twórczości jakby bezpośrednio podpiętej pod agencje PR Pentagonu są bez wątpienia teksty Bartosza Węglarczyka z "Gazety Wyborczej".
Ktoś, kto nie chce czytać dalej, a chciałby znać pewne mechanizmy działania rządowych agencji PR, powinien pójść do wypożyczalni wideo po film Barry'ego Levinsona "Wag the Dog" (polski tytuł "Fakty i akty") z 1997 roku, gdyż jest to film inspirowany postacią Johna W. Rendona. Gra go znakomity aktor Dustin Hoffman. Tu jest odwrotnie: nie jest to superprodukcja, ale przykład czasem karykaturalnej fikcji, która przemyca kulisy rzeczywistości.

Na żonatego prezydenta Stanów Zjednoczonych pada podejrzenie, że wykorzystał seksualnie młodą dziewczynę. Sprawą zaczynają interesować się media. Prezydent, który jest właśnie w trakcie podróży zagranicznej wzywa swego człowieka do specjalnych zadań (Robert DeNiro), który dostaje do dyspozycji administrację i Pentagon by zatuszować sprawę, przynajmniej na jedenaście dni, tj. do daty ponownych wyborów. Tenże kontaktuje się z producentem-scenarzystą granym przez Hoffmana. Dochodzą do wniosku, że jedyną odpowiednio mocną rzeczą, która może odwrócić uwagę mediów będzie wojna, w której wezmą udział Stany Zjednoczone.

Producent wymyśla, że będzie to wojna w Albanii, gdyż to daleko, a sama nazwa brzmi egzotycznie, trochę jak z komiksów o fikcyjnych krajach. Rusza maszyna. Na rządowej konferencji prasowej dziennikarze-wtyczki głośno pytają czy to prawda, że w Albanii działają amerykańskie siły specjalne, pada odpowiedź w stylu "nie potwierdzam-nie zaprzeczam". Organizuje się "zagrożenie" w postaci niejasnych wiadomości o terrorystach, którzy z terytorium Kanady chcą przemycić do Stanów walizkową, "brudną" bombę atomową. Producent reżyseruje w hollywoodzkim studio migawkę telewizyjną, na której młoda dziewczyna-uchodźca we wschodnioeuropejskiej chustce ściskając wielką paczkę chipsów (zamienioną na kota dzięki efektom specjalnym), z przerażeniem w oczach ucieka ze zrujnowanej miejscowości. Filmik puszcza najpierw jeden kanał telewizyjny, potem inne.

Mimo to, z braku wiadomości z nieistniejącego, albańskiego frontu, tempo medialnej fikcji siada. Wówczas producent każe pokazać ikonę patriotyczną. Będzie nią amerykański żołnierz z sił specjalnych, który dostał się do niewoli. Cudem uratowany przez bohaterskie siły specjalne, które działały za linią frontu, ma być sprowadzony do ojczyzny. Tu zaczynają się tragikomiczne perypetie. Jednocześnie producent zleca kompozycję piosenki na cześć bohatera i formułuje nowe hasło wyborcze, zmodyfikowaną wersję sloganu "nie zmienia się przywódcy w trakcie wojny" (w 2004 jedno z haseł ostatniej kampanii wyborczej Busha). Tempo akcji wytrzymuje jedenaście dni, kończy się pełnym sukcesem. Jest jeszcze tylko jeden problem. Wszyscy wtajemniczeni w organizowanie operacji zostają sowicie wynagrodzeni i zaprzysiężeni na dochowanie tajemnicy, alternatywą jest śmierć. Ale producent to urodzony chwalipięta, jest zachwycony swoim genialnym sukcesem i sfrustrowany nakazem tajemnicy. Zostaje zabrany przez "tajemniczych panów" i zaraz potem umiera na zawał.

Było to jednak zabójstwo symboliczne, w rzeczywistości John W. Rendon ciągle żyje, tyle, że od 1997 roku przestał być chwalipiętą. Publicznie udziela się rzadko. W dniu, w którym Jessica Lynch na południu Iraku została jeńcem, na północy tego kraju zginął wieloletni dziennikarz i operator kamery kanału telewizyjnego Australian Broadcasting Corporation (ABC) Paul Moran. 5 kwietnia 2003 w jego rodzinnym mieście Adelajdzie, w miejscowej gazecie (Adelaide Advertiser) ukazało się wspomnienie pośmiertne, które wielu ludzi przeczytało ze zdziwieniem; tytuł: "Moran's Secret Crusade Against the Tyranny of Saddam" ("Tajna wojna krzyżowa Morana przeciw tyranii Saddama"). Artykuł ujawniał, że działalność Morana "wymagała też pracy dla amerykańskiego przedsiębiorstwa public relations zaangażowanego przez CIA, aby kierować kampaniami propagandowymi przeciwko irackiej dyktaturze. (…) We środę, założyciel przedsiębiorstwa John Rendon, przyleciał ze Stanów Zjednoczonych, by wziąć udział w pogrzebie p. Morana w Adelajdzie. Jego bliski przyjaciel p. Rob Buchan podkreślił, że obecność p. Rendona - doradcy US National Security Council (amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego) - świadczy o szacunku, jakim darzyły go amerykańskie koła polityczne, w tym z Kongresu."

Wcześniej, John Rendon lubił się chwalić. Np. 29 lutego 1996 roku przed spotkaniem z kadetami US Air Force Academy, mówił: "Nie jestem żadnym strategiem bezpieczeństwa narodowego, ani taktykiem wojskowym. Jestem politykiem, po prostu osobą, która używa technik komunikacji społecznej by ułatwiać politykę rządu czy politykę jakiegoś przedsiębiorstwa, tak by mogły osiągnąć swoje cele. Myślę, że można mnie nazwać wojownikiem informacji czy też zarządcą percepcji (perception manager)." Na spotkaniu Rendon wspominał filmowanie przywitania wojsk amerykańskich w Kuwejcie, w czasie pierwszej wojny w Zatoce, w 1991. Na potrzeby reportażu-matrycy ludzie Rendona przywieźli ze sobą transport chorągiewek USA, rozdali je gapiom i pokazali jak wpadać żołnierzom w ramiona. "Przyszło wam kiedyś do głowy - pytał Rendon kadetów - skąd mieszkańcy Koweit City po siedmiu bolesnych miesiącach w irackiej niewoli mieli takie ładne chorągiewki, nasze i paru koalicjantów?". Po chwili suspensu dodał z dumnym uśmiechem: "Teraz już wiecie, to była moja robota".

Tego Hollywoodu nie bardzo dało się zrobić w Iraku 2003, choć to właśnie Rendon Group, zaraz po wojnie z 1991 stworzyła na zlecenie Pentagonu fikcyjną opozycję iracką pod nazwą Iracki Kongres Narodowy. To jeden z najbardziej spektakularnych projektów grupy, ale w sumie najbardziej rozczarowujący. W 1992 agencja zatrudniła do tego jordańskiego oszusta finansowego na wielką skalę Ahmeda Szalabiego. To był człowiek, który przez lata obiecywał kongresmenom przywitanie Amerykanów z kwiatami i kontrakty na ropę, czyli to, co chcieli słyszeć. Opowiadał prasie wszystko co Pentagon wymyślał w sprawie przyszłej inwazji. Był, tak jak późniejszy tymczasowy premier Ijad Alawi (również CIA), zwrotnym "źródłem" wiadomości i "dowodów" o broniach masowej zagłady w Iraku i wszystkich innych fikcji. Jesienią 2001 Pentagon podpisał z Rendon Group umowę na obsługę propagandową wojny w Afganistanie, a później organizację Biura Wpływu Strategicznego (Office of Strategic Influence, OSI), które miało się zająć dystrybucją fałszywych informacji w prasie zagranicznej.

W sierpniu 1998 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton w końcu przyznał się do "niewłaściwych stosunków" z młodą stażystką Moniką Lewinsky, próbując zakończyć trwającą od kilku miesięcy aferę (zmontowaną przez skrajną prawicę, która potem objęła władzę). Zaraz potem pojechał na dziesięciodniowy odpoczynek z rodziną. Najprawdopodobniej jednak nie mógł wytrzymać domowej atmosfery, bo dwa dni później wrócił do Białego Domu i wydał armii rozkaz zbombardowania "obozu terrorystów" w Afganistanie i "fabryki broni chemicznej masowej zagłady" w Sudanie. To miał być odwet za wcześniejsze wybuchy w dwóch amerykańskich ambasadach Afryce. Do dziś nie wiadomo co właściwie zbombardowało amerykańskie lotnictwo w Afganistanie, natomiast w Sudanie rakiety zrównały z ziemią fabrykę farmaceutyczną, która zapewniała połowę sudańskiego zaopatrzenia w leki. Jak tłumaczyli potem zachodni (głównie brytyjscy) specjaliści, którzy w niej pracowali, nie wyprodukowano tam żadnej trucizny, fabryka wytwarzała głównie leki weterynaryjne. Wkrótce potem sudańskie stada zaczęły zdychać. Na skutek powstałego głodu zginęły dziesiątki tysięcy ludzi.
Realizatorem filmu z akcji uwolnienia Jessiki Lynch w marcu 2003 był konsultant Pentagonu w sprawie propagandowego serialu telewizyjnego z poprzedniej wojny - w Afganistanie - Jerry Bruckheimer. To nie byle kto. Bruckheimer kiedyś pracował tylko w reklamie, ale dziś jest jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych producentów kina akcji Hollywoodu: jego filmy przyniosły prawie 13 miliardów dolarów. Żeby zrealizować reportaż-matrycę z Nassirii musiał oderwać się od "Piratów z Karaibów", typowej produkcji pop-corn, schematycznej, acz dolarodajnej odbitki z bajek. Jego specjalnością są zwykle głupawe superprodukcje patriotyczno-militarne jak "Armageddon" (1998), w którym świat ratuje Bruce Willis (najważniejsze logo, flaga amerykańska, niemal nie wychodzi z kadru). Bruckheimer od lat ma do dyspozycji armię USA, gdyż jest jednym z najsprawniejszych propagandystów Pentagonu. Tak powstały "Top Gun", "Twierdza", "Helikopter w ogniu" (zdjęcia: Sławomir Idziak) czy "Pearl Harbor" (tu ciekawy koncept: pochwała samobójstwa w obronie ojczyzny).

Chyba najciekawszym jego filmem jest jednak "Wróg publiczny" (1998) z Genem Hackmanem, nakręcony na cześć NSA (National Security Agency - Narodowej Agencji Bezpieczeństwa). Każdy na naszej planecie słyszał już o FBI czy CIA, ale niewiele osób zna NSA, organizm, który ma ambicję podsłuchiwania całej planety; zresztą "Wróg publiczny" to jedyna superprodukcja jej poświęcona. NSA jest oficjalną, ale najbardziej chyba sekretną agencją rządową. Jej centrala znajduje się w Fort Mead pod Waszyngtonem. Jej zadaniem jest analiza danych globalnego systemu podsłuchowego Echelon. NSA ma teoretycznie techniczne możliwości rejestracji każdej komunikacji elektronicznej, każdego telefonu na Ziemi. Ma do dyspozycji gigantyczne stacje nasłuchowe rozsiane od Wielkiej Brytanii po Australię i wszystkie amerykańskie satelity szpiegowskie, które - według tej propagandy - mogą śledzić krok każdego pojedynczego człowieka (oprócz może Osamy ben Ladena).

Tak też NSA jest przedstawiona w filmie. Pokazuje on w jaki sposób ktoś, kto (przypadkowo) podpadł, może zostać w niezwykle krótkim czasie namierzony oraz pozbawiony pracy, pieniędzy, rodziny bądź życia. Scenariusz kończy się oczywiście tradycyjnym happyendem: okazuje się, że to tylko jakiś złośliwy pod-dyrektor nadużył władzy, bo same władze NSA są kompletnie antyterrorystyczne, składają się z odpowiedzialnych, szlachetnych i prawych ludzi, prawdziwych patriotów, a każdy obywatel może się obronić. Jednak podskórnie z filmu wynika, że aby wyjść cało taki obywatel musi jednak umieć posługiwać się środkami podobnymi do tych, które ma NSA, inaczej nie ma żadnych szans. Środki, którymi dysponuje Agencja są zaprezentowane tak imponująco, że obywatel jest w tym mikroskopijny, może zostać zdeptany jak mrówka, choć film pokazuje, że jedyną grupą ludzką, która znajduje się pod nieustanną kontrolą państwa jest włoska mafia. Bójcie się wszechmocy wielkiego oka i ucha, nie uciekniecie.

Jerry Bruckheimer być może dlatego polubił pomysł z Joanną d'Arc, bo przerabiał już scenariusz średniowiecznej baśni "Król Artur" (2004), ale właściwie zrobił kalkę z twórczości swego znajomego reżysera Stevena Spielberga, konkretnie z jego superprodukcji "Saving Private Ryan"(1998, "Uratować szeregowca Ryana", w Polsce pod tytułem "Szeregowiec Ryan", zdjęcia: Janusz Kamiński). I słusznie, gdyż to było bliższe tzw. przeciętnemu amerykańskiemu odbiorcy, skojarzenie było bardziej naturalne, łatwiejsze do reprodukcji w baraniej prasie: Newsweek z początku kwietnia 2003 wyszedł z ikoną Jessiki na okładce i wielkim napisem "Saving private Lynch". Film Spielberga to jak dotąd najdoskonalszy i najbardziej skuteczny model współczesnej, amerykańskiej propagandy patriotyczno-militarnej.

Uczucie "prawdy" tego filmu opiera się głównie na chirurgicznej precyzji z jaką pokazano rozrywane kulami i odłamkami szczątki ludzkie; widz, dzięki fantastycznym zdjęciom i dźwiękowi miał się czuć w środku pola bitwy. Arcydzieło Spielberga opowiada historię bohaterskiego oddziału kapitana Millera (Tom Hanks), który na początek atakuje niemieckie bunkry na normandzkiej plaży Omaha w czerwcu 1944, w czasie pamiętnego lądowania wojsk sojuszniczych. Niemcy z bunkrów mają taką siłę ognia, że Amerykanie, choć atakują, właściwie się bronią. Ale jak wiadomo w końcu zwyciężają. Po zdobyciu bunkrów oddział Millera dostaje rozkaz misji "public relations" (dosłownie: brak tego w polskim tłumaczeniu filmu prawdopodobnie ze względu na małą znajomość terminu w Polsce). Ma przedrzeć się na tyły wroga, gdzie znajduje się już oddział tytułowego szeregowca i zabrać go stamtąd by uratować od śmierci, gdyż czułe dowództwo armii USA dowiedziało się właśnie, że na różnych frontach zginęli jego wszyscy bracia. Jest to więc misja w celu ochrony uczuć matki ("ojczyzny"), której pozostał jedyny syn.

Tu zaczyna się road movie. Oddział wzorowego kapitana (wieczorami przeprowadza psychologiczno-ojcowskie rozmowy z podwładnymi) przemierza kilometry pustej bądź zrujnowanej przestrzeni (dalszy wypowiedziany cel to Berlin) i walczy. W filmie nie ma żadnych wyzwalanych, radosnych cywilów, oprócz bardzo krótkiej sekwencji, w której przedstawiono ich jako godnych pogardy mięczaków i niewdzięczników, ludzi kompletnie zbędnych, którzy tylko przeszkadzają walczyć. Sami żołnierze amerykańscy są ludzcy i szlachetni, wypełnieni braterską męską przyjaźnią; nawet kiedy się kłócą, robią to ze szlachetnych, zrozumiałych moralnie pobudek. Najlepsze sceny batalistyczne są przedstawieniem obrony przed przeważającymi siłami przeciwnika. Oddział kapitana Millera odnajduje w końcu szeregowca Ryana, ale to bohater jak reszta, nie chce wracać do matki dopóki nie obroni ostatniego mostu, cudem ocalałego po intensywnych, alianckich bombardowaniach miasteczka.

Na szczęście oddział ratunkowy to grupa super-profesjonalistów porozumiewających się bez słowa za pomocą umówionych znaków. Udaje im się utrzymać most aż do rytualnego w amerykańskich filmach sensacyjnych przyjazdu policji (rozwiązujący wszystko spadek napięcia, tu rolę uspokajających syren policyjnych - sic!- pełni nalot amerykańskiego lotnictwa). Zanim do tego dochodzi kapitan Miller ginie ostrzeliwując się do ostatniego naboju. Jednak misja została wypełniona, szeregowiec Ryan może wrócić do matki. Film kończy się długim widokiem powiewającej amerykańskiej flagi, na tle hollywoodziej muzyki. Jednemu z oddziałów polskich żołnierzy, którzy napadli na Um Kasr w Iraku w marcu 2003, amerykańska flaga tak kojarzyła się z patriotyzmem, że właśnie na jej tle (i przydrożnego portretu Saddama) zrobili sobie grupowe zdjęcie.

Film Spielberga był kompletnie ahistoryczny. Oprócz istnienia cywilów pomijał udział wojsk innych narodów w normandzkim lądowaniu (przede wszystkim Brytyjczyków). Poza tym widz mógł odnieść wrażenie, że amerykańscy profesjonaliści musieli dotrzeć do Berlina, podczas gdy właściwie ugrzęźli w połowie drogi, obracając w perzynę liczne, wyzwalane miejscowości.

W momencie gdy wojska amerykańskie ponownie ruszyły na Bagdad na obrazie Jessiki Lynch zaczęły pojawiać się pierwsze rysy. 4 kwietnia 2003 Associated Press donosiła z Niemiec, że lekarze stwierdzili u niej liczne złamania, ale żadnego śladu kul ni gwałtu. Obecny tam Gregory Lynch, jej ojciec, mówi:"Słyszeliśmy i widzieliśmy wiele reportaży, według których miała liczne rany od kul i ślad po sztylecie, ale lekarze niczego takiego nie widzieli". Kontratak nastąpił w dwie godziny później. Dan Little, kuzyn rannej, zorganizował konferencję prasową w rodzinnej, zachodniej Wirginii, by zadeklarować, że lekarze znaleźli "otwór po kuli małego kalibru i ślady po odłamkach". Następnego dnia tę wersję na swoje konto wzięła matka. 15 kwietnia 2003 Washington Post, tym razem na siedemnastej stronie, krótko wycofuje się ze swojej publikacji z początku miesiąca. Później, w Europie i Kanadzie, ukazują się pierwsze reportaże śledcze z Nassirii. Ale olbrzymia większość amerykańskiej prasy i wszystkie kanały telewizyjne pozostają przy legendzie. Dopiero 17 czerwca CNN wspomina o faktach, ale bez krytykowania armii, bez śledztwa na temat fabrykacji mitu. Na doniesienia takich żartownisiów jak właściciel Hustlera, który utrzymywał, że Jessica nie była dziewicą, bo ma zdjęcia nagiej Lynch w towarzystwie jej nagich kolegów z oddziału, zareagowano ze słusznym oburzeniem. Wówczas jeszcze malowane seryjnie, olejne ikony Jessiki Lynch sprzedawały się w Stanach po 200 dolarów sztuka.


We wrześniu 2003, w dzień weteranów, wyszła książka Ricka Bragga. 6 listopada Jessica Lynch, awansowana na sierżanta i odznaczona dwoma orderami, udzieliła pierwszego wywiadu (telewizji ABC News). Wielu telewidzom opadła szczęka. "Nie wystrzeliłam ani razu…nikt mnie w szpitalu nie bił, nie policzkował ani nic…jestem wdzięczna za opiekę, dzięki temu żyję… nie wiem dlaczego jestem taka sławna… użyli mnie jako symbolu… nie wiem czemu mnie filmowali". Reakcja mediów amerykańskich, więźniów swojej własnej wersji, świadczyła o umysłowej trudności zniesienia takiej sprzeczności.

ABC News opublikowała na swojej stronie internetowej fragmenty wywiadu z Jessiką, ale dała mu tytuł "Zbyt obolała Jessica Lynch mówi, że nie pamięta gwałtu". W tej sposób dziennik wykorzystał odpowiedź na pytanie o gwałt "niczego takiego nie pamiętam". Nazajutrz komentator telewizji MSNBC Joe Scarborough, poprzednio wielbiciel żołnierki wypowiedział ciekawy, gwałtowny komentarz. Najpierw skonstatował, że Lynch "wylewała łzy, bo zrobiono z niej większą bohaterkę niż ona myślała". A potem, za pośrednictwem ekranu, zwrócił się wręcz bezpośrednio do niej: "Może ci się nie podoba to co zrobiono, ale nie możesz być tak dwulicowa. Więc albo przyjmij na siebie tę falę PR i podziękuj dobrej gwieździe za to, że ktoś w Pentagonie myślał o tobie w trakcie wojny, albo wracaj do tej swojej Wirginii Zachodniej, wykrzycz tam swój bunt i nie bierz pieniędzy". Potem już nikt się specjalnie nie pchał do rozmów z Jessiką. Wróciła do rodzinnej Palestine.

Palestine to małe miasteczko w Wirginii na poboczu "american dream", 20% mieszkańców żyje tu poniżej granicy ubóstwa. W sierpniu 2003, kiedy była tam dziennikarka Le Nouvel Observateur, u wejścia do miasta stał wielki billboard: "Witamy w rodzinnym mieście Jessiki Lynch!" Przed pierwszymi domami, między dwoma afiszami ogłaszającymi, że "aborcja to zbrodnia" napisy dziękujące Bogu za uratowanie "naszej Jessie, amerykańskiej Joanny d'Arc". To tu to tam puste sklepy z powybijanymi szybami. Nikt nie podważa legendy. Jakiś mieszkaniec mówi "Wiele naszych dzieci pojechało do Afganistanu i Iraku, żeby zarobić na godziwe życie". Tylko młoda żona rzeźnika, która myje samochody, wspomina los syna znajomej: "Pentagon nic nie zrobił, choć pocisk wyrwał mu cały policzek w Afganistanie, nic. A co, to nie bohater? A wszyscy krewni Jessiki jeżdżą nowymi samochodami!"

Akcja PR miała skutki nie tylko w Stanach, ale i w Iraku, trzeba ich jednak szukać w nudnych raportach organizacji humanitarnych obrony praw człowieka, gdzie widać kolumny nikomu nic nie mówiących nazwisk. Np. w raporcie Human Right Watch ("The Road to Abu Ghraib", 2004) widnieje nazwisko Nagma Saduna Hataba, byłego członka partii Bass, więźnia amerykańskiego obozu koncentracyjnego Whitehorse na południu Iraku. Ośmiu żołnierzy, w tym major Stanów Zjednoczonych, dowiedziało się, że pochodził z Nassirii. Wpadli na pomysł, że musiał uczestniczyć w zasadzce, w którą wpadł konwój Lynch. 6 czerwca 2003 znaleziono go martwego. Raport wojskowy stwierdzał, że Irakijczyk zmarł na skutek uduszenia własnymi kośćmi, kiedy jeden ze strażników, żołnierz piechoty morskiej, chwycił go za szyję "żeby go przemieścić". Wcześniej, przez wiele godzin grupa żołnierzy kopała go gdzie popadnie, miał połamane wszystkie żebra, przemieszczone narządy wewnętrzne. Potem każdy wydalił na leżącego kał. Na cały dzień pozostawiono go na pełnym słońcu. Żaden "amerykański chłopiec" nie został ukarany.
To tylko jeden przypadek, jeden przykład na metafory związane z nazwiskiem amerykańskiej Joanny d'Arc. Los pana Hataba z Nassirii może być symbolem linczu (stara amerykańska tradycja) dokonanym na jego kraju, ale czy chciałby nim być? Również sama Lynch stała się symbolem mimo woli. Kłamstwo jej poświęcone było prawdziwym drobiazgiem w huku rozpoczynającej się wojny. Niewiele znaczyło w porównaniu z gigantycznymi, opartymi na kompletnej fikcji operacjami propagandowymi jak "Bronie Masowego Rażenia w Iraku", "Związek Iraku z Ossamą ben Ladenem" czy wcześniej "oficjalna wersja wydarzeń 11 września 2001". Ten ostatni przypadek jest szczególnie interesujący gdyż przeciwko muzułmanom wykorzystano w nim - jak się okazuje ciągle bardzo nośne - koncepty hitlerowskiej propagandy antysemickiej.

Polska, wbrew własnym prawom, wzięła udział w terrorystyczno-rabunkowej agresji na Irak i jest winna przelanej tam krwi tak samo jak pazerne środowisko prezydenta Busha. Poza nielicznymi wyjątkami cała polska inteligencja, pełna prowincjonalnej fascynacji cudzą siłą, poparła amerykański lincz. Miała nadzieję, że - korzystając z woli supermocarstwa - wygra swą pierwszą kolonialną wojnę i jeszcze na tym zarobi (vide artykuły Gazety Wyborczej i innych). To żaden precedens: Polacy korzystając z siły III Rzeszy (i skuteczności jej propagandy) napadli w 1938 na Czechosłowację. Tradycja sięgania po iluzoryczne zyski z obcych agresji nie jest więc nowa. Jeśli przyjąć amerykańskie słownictwo Polska należy do "państw bandyckich", agresorów łamiących prawo międzynarodowe. Polacy dostarczając więźniów do Abu Ghraib i innych amerykańskich obozów koncentracyjnych, pozwalając ich torturować nawet we własnym kraju popełnili też zbrodnię przeciw demokracji. Skwapliwi uczniowie nieludzkiej, totalitarnej demagogii.

Irak, na skutek okupacji, ocieka krwią, cierpią miliony rodzin, tyle, że dawno nie słychać żadnego triumfu w prasie. Echo kłamstw nieco opadło, choć ciągle się rozlega. Przecież na użytek wojny - przed i po prima aprilis 2003 - ciągle pojawiały się wielkie symulacje prasowe. W końcu należy o nich wspomnieć. Go.

Jerzy Szygiel
dziennikarz telewizyjny, tłumacz

wersja ilustrowana:
http://www.irak.pl/Szygiel-IrackiPrimaAprilis.htm

czwartek, 4 grudnia 2008

wiecej o reakcjach muzułmanow na ataki w Bombaju- czyli co, czego nie powiedzą Ci w TV

Monday, 01 December , 2008, 17:13

Mumbai: The terrorists behind the Mumbai strike should not get a "final resting place anywhere in sacred Mother India", because Islam does not permit the killing of innocent people, a prominent Muslim organisation said on Monday.

Muslim Council president Ibrahim Tai said he has written to the trustees of Bada Kabrastan in south Mumbai, the biggest graveyard in the city close to the JJ Hospital where the autopsies of the slain terrorists were conducted, as well as to the Mumbai Police and the Maharashtra Government.

"As per Islamic tenets, killing of innocent persons is not permitted whatever may be the cause. What these terrorists have done is anti-Islam and shames all followers of Islam," Tai said.

He added that even wasting a drop of water was considered a grave sin in Islam. "These terrorists have killed so many innocents and shed streams of blood. They cannot be Muslims or followers of Islam. So they cannot have a final resting place anywhere on sacred Mother India," Tai said.

He said the authorities could dispose of the bodies in any manner, but not inter them on Indian land or Indian waters.
http://sify.com/news/fullstory.php?id=14809374

We should not go soft on terror, it has no religion: Muslim cleric
Submitted by admin4 on 1 December 2008 - 5:38am. Crime/Terrorism India News Indian Muslim
By Sharat Pradhan, IANS,

Lucknow : Going soft on terror will not make Muslims happy as the perpetrators of such acts do not segregate their targets by religion, the cleric who heads Lucknow's oldest Islamic seminary has said after the daring Mumbai attack.

"If the politicians of this country think that by shying away from taking on terrorists directly and by going soft on terror they will get kudos from Muslims, they are sadly mistaken," said Lucknow's Naib Imam Maulana Khalid Rasheed, who also heads the Firangi Mahal seminary.

"It is quite clear now that Indian politicians of all shades were somehow living under an illusion that if they were to turn harsh against acts of terror, they would alienate the Muslims of this country," Maulana Rasheed told IANS in an interview.

"They ought to realise that the perpetrators of terror do not segregate their targets in terms of religion, and the victims of terror too cut across religious lines. When you count dead bodies, the first thing that hits you is the horror, not the religion of those killed."

Over 180 lives were lost in the Mumbai attack in which terrorists struck at 10 prominent locations in the city Nov 26 night and carried on for nearly 60 hours.

Maulana Rasheed, who wondered "when will these politicians change their mindset, said: "I could see fear and apprehension in the utterances and eyes of each of the leaders - cutting across party lines - as they appeared on various TV channels throughout the three-day-long ordeal in Mumbai".

He is surprised that some parties thought Muslims in India did not appreciate any criticism of Pakistan.

"What is worse is that leaders of some parties have even begun to think that any criticism of Pakistan would not be relished by this country's Muslims," he lamented.

"When will they ever realise that by doing so they are clearly reflecting their perverted psyche of labelling all Indian Muslims as pro-Pakistanis, which is the worst abuse for any Indian Muslim."

Maulana Rasheed is also irked about the centre's move to invite the chief of the Pakistani espionage agency Inter-Services Intelligence (ISI) to assist India in tackling terror. Pakistan has responded by saying it is willing to send an ISI representative.

"India's bid to invite the ISI chief after the Mumbai attack is like asking a criminal to help the police contain crime," quipped the Maulana. He said "the move has only undermined India's strength and reflects the total lack of self-confidence in the leaders of this country".

(Sharat Pradhan can be contacted at sharatpradhan@rediffmail.com

http://www.twocircles.net/2008nov30/we_should_not_go_soft_terror_it_has_no_religion_muslim_cleric.html

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Muslim body refuses to bury 9 killers

http://timesofindia.indiatimes.com/articleshow/3777954.cms
pozwole sobie skopiowac caly artykul bo na ogol ludzie wierza, ze muzulmanie przyklaskuja terrorystom i maja ich za bohaterow.
otoz muzulmanskie organizacje w Indiach odmowily pochowku cial 9 zabitych terrorystow na muzulmanskich cmentarzach w Indiach.

MUMBAI: The Muslim Council on Sunday decided not to allow burial of the bodies of the nine terrorists killed during the Mumbai siege in the Marine
Lines Bada Qabrastan (cemetery).

The council said it was trying to send a message to all cemeteries in India that none of the bodies should be buried on Indian soil.

Bhai Jagtap, a Congress MLA from VP Road-JJ constituency, told TOI some Muslim organisations had approached him demanding that the terrorists should not be buried in any cemetery in India.

"Considering their sentiments, I am trying to get in touch with deputy CM R R Patil and other senior leaders. I will forward this message to the state government," said Jagtap. The council authorities have handed over a letter to the Marine Lines cemetery in this regard.

In 2003, a Pakistani national killed in an encounter was buried in a Mumbai cemetery. This time, it has been decided not to allow burial of the terrorists because of the gravity of the attack. However, other Muslims organisations are yet to take a decision on the issue.


niektore komentarze pod artykulem /autorami sa muzulmanie/

Syed,Riyadh,says:First of all why a terrorist be branded as a Muslim. A terrorist has no religion, language, culture, ethnicity or race. His body should either be burned or thrown into the sea. There should not be any rituals or rights.

Thameez,Dubai,says:As a Muslim I appreciate this decision. Not to do burial service in India later Pakistanis will make a habit that we Indian Muslims will do the burial service for them.

Mohammed Zakir,Karachi,says:myself and my colleague strongly urge that these terrorist bodies to be cut in 3 pieces and thrown in Jungle. Further, we all, invite Govt. attention that alive one person to be hanged in Public and not to be hanged inside 4 walls.. Let all public see of his death. If we are juridical team, we will hang him alive and asked public to stone him until death.. Let one stone injury makes him to think the pain of those family suffering on account of them.

abdullah,Mumbai,says:There is no identification of their religion, how come muslim will accept them to be cremated in muslim cementary. See one of the terrorist right hand wearing hand band of terrorist organization? There is no religion of terrorist. Islam does not accept terrorism and muslims should not become terrorist due to politics, If they have to take revenge, then take revenge from the person who terrorised you.

Deven,Mumbai,says:I totally agree with them, only MUSLIMS are allowed to be buried. 9 who died were not MUSLIMS and have given a bad name to ISLAM.

Syed Qadeer,Qatar,says:This is the right step taken by Indian Muslim bodies. We should not allow such terrorists to be burried in our Indian soil. They are enemies of humanity and they should be treated as garbage.


pod czym sie podpisuje. obiema rekami.

piątek, 28 listopada 2008

zamachy w Bombaju

niewiele brakowalo a moglabym byc w Bombaju...

owladnal mna bezsilny gniew i rozpacz.
naoczny swiadek opowiada, ze terrorysci w Leopold Cafe napili sie spokojnie piwa, a potem wyciagneli bron- rownie spokojnie- i zaczeli strzelac do niewinnych ludzi. pewnie tez spokojnie.

Coz, ja mam nadzieje, ze juz nie zaznaja ani sekundy spokoju zarowno na tym, jak i na tamtym swiecie! mordercy! niech sie smaza w piekle na cala wiecznosc. oby krew niewinnych przylgnela do nich na wieki.

dzikie bestie z wypranymi mozgami. kiedy to sie wreszcie skonczy, kiedy wreszcie wahabicko-talibski mariaz z piekla rodem skonczy terroryzowac caly swiat?

dostalam dzisiaj taki mail:


(SPN) Job Opening (Taliban)
We are terrorist organization , based on Wazeeristan with multi branches in Sawat, Bajore and Qandhar. We deliver the best suiciders in market, with the collaboration of Madarsas, Ex- MMA Parties and some Indian finance.

We are looking for dynamic, passionate and angry young men, who could blew themselves in public place with confidence.

Skills and Qualifications.
Age
: We need young brains less than Twenty years.

Qualification
: Certification from reputable Madrasas. Non metric are also invited.

Skills
: IQ level between Zero to One, Poor and unemployed is encouraged to apply.

In-Eligibility
: Who understands Islam and believes in humanity is strictly prohibited.

Packages and Benefits: Dozen of promises and surety to get entry in heaven (after job
done), and Relatives-Quota would be also provided to siblings.

If you have courage to join us please apply at
careers@tehriketaliban.net.

Note: We are equal opportunity terrorists.


przerazajacy dowcip a tym bardziej przerazajacy ze prawdziwy. "We are looking for dynamic, passionate and angry young men, who could blew themselves in a public place with confidence."

dlaczego? ci mlodzi mezczyzni mogliby zrobic dla innych tyle dobrego! gdyby tylko chcieli... gdyby tylko mieli taka mozliwosc? gdyby nie trafili na profesjonalne pralnie mozgow? gdyby tylko...

sobota, 22 listopada 2008

Sajnaji Wari Wari

specjalnie dla Michala :) wystarczajaco obciachowe? a jednak - Rejs haha!
z filmu Honeymoon Travels Private Limited jednej z przyjemniejszych rzeczy jakie widzialam w zyciu. mozna obejrzec w calosci na youtube.

jeszcze nie umarlam

po dziwnie przyjemnych opiniach od znajomych oraz zachecajacych komentarzach na blogu szczerze mowiac przygniotl mnie ciezar odpowiedzialnosci. tak sobie pisze cokolwieki takie i zapewniam dlazabawowo. a tu ktos przyklada do cokolwiekow jakas wage. podcielo mi to skrzydla- o rany a co bedzie, jak napisze teraz cos durnego? kompromitacja jakas tragiczna w skutkach.
no ale dzieki Michalowi wszystko wraca do normy :D musze czasem zamieszczac jakas obciachowa muzyke, ale na Dode prosze nie liczyc. zapodam jakis bolly hiciorek hehe.

jesli zas chodzi o bollywood- filmy sa bardzo rozne. niedawno widzialam swietny film Chokher Bali, zupelnie bez muzyki, oparty na prozie R. Tagore. bollywood to nie tylko wielkie widowiska z niekonczacymi sie korowodami tancerzy i rzeszami spiewakow. wyjsc nalezy od tego, ze w Indiach kino spelnia i musi spelniac zupelnie inna role niz w Europie czy Ameryce. tam ludzie maja az nadto problemow zupelnie realnych, a nie wydumanych egzystencjalnych dylematow. dla kogos kto haruje po 12 godzin dziennie i ledwo udaje mu sie przezyc wyjscie do kina ma byc wyprawa do innego swiata- ma zapewnic rozrywke i tak- katharsis.
nie zawsze jest tak, ze historie opowiadane w bollywoodzkich filmach sa cukierkowe banalne i dobrze sie koncza. czasem tworcy filmu podaja nam taki typ historii w pierwszej polowie... a w drugiej stopniowo odzieraja nas ze zludzen i funduja takie zakonczenie, ze serce peka. przykladem takiego filmu jest 'Gdyby jutra nie bylo' albo 'fanaa'. po obejrzeniu pierwszego obudzilam sie placzac przez sen.

poza tym, te filmy sa krecone tak, aby podobaly sie w Indiach, Pakistanie, Bangladeszu, w Nepalu i na Sri Lance. nastepnym targetem sa kraje arabskie, plus Afganistan. ten rynek to jakies poltora miliona ludzi. swobodnie wiec bombajscy filmowcy moga sobie darowac schlebianie europejskiej publicznosci i jej gustom.
niemniej jednak bollywood ma rzesze wielbicieli i tutaj- o czym mozna sie przekonac na www.bollywood.pl
:)

poniedziałek, 10 listopada 2008

me vs incorporated forces of chaos

known also as 'forces of Evil' or Evil.Inc.

sometimes it's just the ordinary day, apparently, you wake up and the world looks normal. until you look in the mirror :D
yeah so then you try to feed those you have to feed- yourself, your ever hungry kid, and your rabbit /be it other pet/. yeah be honest, you keep forgetting about feeding your pet.

but let's start from the very beginning.
it seems you have plenty of spare time, the kid is happily fed. but them the kid starts to complain about the clothes, and shows you an empty place- where a button should be. now apparently missing. and this is the only possible outfit! so you pretend to be a good parent and just tell the kid 'do it by yourself', while the time is running.
haaaa, good one, rite- the good parent lol.
so after the kid is gone you realise your outfit is incomplete too, now the interesting, yeah, even fascinating search for a needle begins. after 20 minutes racing with the time you find the needle- in a most obvious place- such you would never think of.
then- your favourite pair of jeans - the one you did not use all summer because it was too hot- seem to have shrunk. yeah or is it you being bit bigger? naaah.... after Ramadan? IM_POS_SI_BLE!
no, they fit perfectly what a relief.

then you realise that you are being cruel to animals. you run to feed the pet- and hit your finger just the exact spot it was cut 2 days before. the finger starts to bleed hard and wow the big dilemma- it's either you or the cruel forces of nature! the rabbit wins.

then you are late for work, isn't it strange?

poniedziałek, 3 listopada 2008

Wiem i chce

dedicated to the one I love

koty







http://picasaweb.google.pl/urszulachlopicka/WystawaKotow#



bylam na wystawie rasowych siersciuchów.
tlumy ludzi a koty jak to koty demonstracyjnie okazywaly brak zainteresowania. 'we are not amused' 80% rasowych siersciuchow spalo w najlepsze i mialo gdzies cale to towarzystwo.

niektore koty piekne, inne dziwne a inne wprost ohydne, najbardziej porazajacy byl mega utytulowany siersciuch przeogromny kocur mysle ze wazyl ok 10 kg, nie przesadzam, niejednemu psu dalby rade. tyle ze leniwe bydle nawet by sie pewnie nie ruszylo.

najokropniejsze wrazenie jak zwykle robia lyse koty z tymi swoimi szczurzymi ogonami. za persami tez nie przepadam. byla cala masa kotow brytyjskich, niebieskich i nie, krotko- i dlugo-wlosych. wielkie i pyzate, za pyzate jak dla mnie. podobaja mi sie za to syjamskie koty, przynajmniej wygladaja jak koty, maja siersc, smukle mordki i rozmiar kociostandardowy.

jesli chodzi o mnie medal dalabym tej kociej pieknocie z szafirowoblekitnymi oczami.
PRZE-CUD-NA. i wyglada wlasnie jak kot a nie spasiony mutant.

wtorek, 21 października 2008

simplifying things

is there any reason to be unhappy?
no, not from buddhist perspective. which happen to be very useful in everyday life. thanks God somebody taught me this.
so after I made up my mind- I decided to be happy always- outcome was almost instant.
look what I found :)
http://southalltravel.co.uk/index.aspx
very very happy to see this :D

anyway- after some timing problems- maja's birthday, Eid, and finally xmas, we decided that my indian trip has to be delayed until the holiday's marathon is over.
first thing is our families comfort, the second, my own comfort. this way we'll save some money as well, as traveling in xmas season is always more expensive.

so I am simplifying things. there is so much to do, so let's see it as a set of goals and focus on achieving them one by one. simple huh? :D

zamierzam dokladnie opisywac co mnie spotyka w zwiazku z moja indianska eskapada. poniewaz rok temu blog nie istnial, a inne zapiski przepadly, porownam sobie oba szalencze wyskoki.

wydalam ponad 100 zl na przyprawy i ryz basmati. taka jest smutna rzeczywistosc fanatyka indyjskiego zarcia. nie da sie bez przypraw a to co mozemy dostac w polskim sklepie to kpina a nie przyprawy. kupowalam kiedys w fabryce smakow- teraz nie polecam nikomu! ostatnia ich przesykla z kardamonem to byla ZENADA- w Indiach cos takiego nadaje sie tylko do smietnika. zobaczymy co bedzie teraz.

piątek, 17 października 2008

feeling of helplesness

don't you just hate that?

I certainly do. the weirdest weather you could imagine happened today.
the temperature much lower than yesterday, strong wind, one minute raining cats and dogs the very next sunshine! and we've observed rainbow, in the middle of October.
so the mixture of darkness, golden light everything.

and I feel so exhausted helpless hope is gone and so are all good feelings that kept me alive for last week. and they are all gone for no reason. well maybe there are good reasons, who knows?

I am just stuck in one piece of my mind; that piece is called India. looks like my whole so-called real life is an illusion, a dreamless sleep. a period of waiting without living. I realised not so long time ago, that I just spent this whole year! I just spent it, now it is gone and there is nothing left. completely empty time. void. meaningless. terrifying!

so now consider my complaining closed- for now.
yeah I wonder how long am I going to deal with this. am I really that strong or am I really that stupid.

good bye my good people. love you all.

sobota, 11 października 2008

się zagłębiam

w meandry internetowej Ummy.

pożeglowałam dzisiaj po rozmaitych muslimskich blogach, myśl pierwsza- uzupełnić swoje linki, myśl druga- nie chce mi się.
no i myśl trzecia- czy wszystkie muslimki bawią się na polyvore? ja też! się bawiłam, no i przydało się do ozdobienia mojego desi-forum.
ale! trendy muslimowo hijabowe. czy iść w tradycyjne, folkowo- etniczne klimaty, czy w stronę casual hijabi look :D modern muslima lol ach te dylematy.
zazwyczaj myśląc o hijabie ostatnią rzeczą jaka może przyjść do głowy przeciętnej polskiej osobie jest moda i trendy. a tu trzeba być up-to-date; my tu tak eksperymentujemy nieśmiało z chustkami, ale na Zachodzie to już rynek z wybrednymi konsumentkami, są hijabi stores, fashion magazines, i cala masa fashion blogs.
na przykład: http://scarfacefashionhijab.blogspot.com/
a my tu takie nieprofesjonalne lol :D

jak zapałam miłością do jakiejś chustki to noszę non stop. ostatnio, szyfonowa, duża, kwadratowa, leciutka, w kolorze kawy z mlekiem, plus dyskretny wzór - zarys bordowej róży; jednej, na samym dole, to jest w rogu chustki. jest piękna, ale nie sama w sobie, jej piekno polega na tym, ze jest miękka, lejąca się, i pieknie się układa.

bo chustki mają swoje dobre i złe dni, każda muslima to wie... czasem założy się od niechcenia i byle jak, i siedzi na głowie jak jakieś dzieło sztuki, aż się nie chce zdejmować, a czasem stoisz przed lustrem i upinasz 7 razy z rzędu i wyglądasz jak babina z Kuczebina.
rozpacz!

a ten blog dał mi dzisiaj mnóstwo radości
http://scarfacewearingaheadscarfinamerica.blogspot.com/
czego i Wam życzę :)

piątek, 10 października 2008

o terminach

kiedy to ja sie do Indii wybieram.
wersja optymistyczna- trzecia dekada listopada, wersja mniej optymistyczna, acz wciąż przyjemnie łechcąca świadomość- początki stycznia.

kto chce jechać ze mną, ręka do góry :D

plan jest następujący- polecieć przez Delhi, poswięcić dzień, trzy na zwiedzanie, potem Bombaj, inshaAllah dać radę w konsulacie, posiedzieć tam- zagrać kawałek tłumu w filmie- podobno za dzień zdjęciowy gori statystom płacą w bollywood 3 tys rupii /nie dodam- only :D /
a ja cóż, nie będę zaprzeczać, urodziłam się na gwiazdę filmową...

schodząc na ziemię, oj oj, jak ja strasznie chcę do Indii! pomijając nawet małżona, tęsknię za Indiami bardziej niż... niż. nie wiem niż co. ale nostalgia się zwiększa i tak sobie przypominam, że w tamtym roku wybierałam się do indyjskiej ambasady z wypełnionymi po anglicku formularzami wniosku o wizę.

tesknię nawet za bombajskim smrodkiem, a jak słyszę klakson na ulicy to mi się zbiera na płacz.
nawet śnią mi się Indie. nawet jesli ominie mnie Czerwony Fort, Taj Mahal, Kerala, Goa a niech tam! i Pune odżałuję! i trzeba się będzie ograniczyć do Bombaju, to i tak będzie pieknie, moi państwo, pieknie!

no więc, kto chce jechać ze mną? przeżyć tą niezapomnianą chwilę pierwszego chaustu indyjskiego powietrza i - przeżyć, powtarzam :D

a teraz niżej podpisana prosi muminow i muminki o szczere duaa, resztę zaś o trzymanie kciukow :)

środa, 8 października 2008

co nowego

nadchodzi jesień.

cóz za inteligentne zagajenie :D widać nawet po tym, że przeżywam wyraźny spadek formy intelektualnej. na szczęście zaświeciło słońce. aktualnie siedzę w domu chora, nawet nie to że mam jakaś dramatyczną dolegliwosć, po prostu stan podgorączkowy i strasznie jestem osłabiona.

cieszę się wiec jedną z nielicznychi chwil samotności.
mimo wszystko, nie jest tak źle jakby mogło być.

zastanawiam się nad następną podróżą do Indii ze szczególnym uwzględnieniem konsulatu w Bombaju. zobaczymy jak to się ułoży.

trudno w zasadzie napisać, co się przez wrzesień wydarzało, bo byłoby tego aż za dużo.
no i znudził mi się wrzesień tegoroczny.

wtorek, 30 września 2008

Taj Mahal Anthem - Ek Mohabbat - A R Rahman

powoli blog mi sie zamienia w muzyczny, ale nie dalam rady sie powstrzymac :) A R Rahman again, and again, and again.
na muzulmanskim forum mnie zbesztano ze slucham muzyki :D podobnie jak wiekszosc sahaba, ale to przeciez detalik.
tak czy inaczej, uwielbiam ta piosenke. filmik tez jest nieprzecietnej urody, wiec obejrzcie sobie nawet jesli nie trawicie indyjskiej muzyki.

poniedziałek, 29 września 2008

Eid Mubarak!

Polska Rada Imamow ustalila, ze Eid al Fitr odbedzie sie inshaAllah w środę 1 pażdziernika.
Eid mubarak wszystkom, blogoslawionych swiat :)
oby Bog przyjal nasz post, modlitwy i dobre uczynki.

czwartek, 25 września 2008

Hyderabad Airport Theme Music | by ar rahman

i jeszcze ciekawostka- A R Rahman skomponowal muzyczna wizytowke nowego lotniska w Hyderabad :) prawda ze piekna :)

JaNa GaNa MaNa

piekna piesn do slow slynnego indyjskiego poety, R. Tagore.
wykonanie najslynniejszych wspolczesnych indyjskich artystow- plus ulubieniec moj- A. R. Rahman, blyskotliwy kompozytor, co to i przy Wladcy Pierscieni majstrowal ;)

poniedziałek, 1 września 2008

sobota, 30 sierpnia 2008

i jeszcze więcej o zderzeniu cywilizacji (?)

zastanawiam się poważnie nad zlikwidowaniem profilu na portalu nasza-klasa.
nikt tam niczego nie pilnuje, totalna samowolka, wszystko jest dozwolone.
ale do rzeczy. niedawno dostałąm linka do forum "...3".

a oto co można tam między innymi wyczytać /a nie jest to ewenement, a raczej ogólny styl forum; są tam i lepsze 'kwiatki'. bluzgami nikt się nie przejmuje. nieważne.
pozwalam sobie wkleić co jest to tekst charakterystyczny i zwięźle oddający zarówno poziom forum, jak i poziom nienawiści. słownictwo, ortografia, wszystko zgodne z oryginałem.

/.../ Taaak, chyba ona, ona nalezy do tych najbardziej sfanatyzowanych. Bo tam sobie je grupowo ustawilam.

1. Fanatyczki z konskimi okularami - nic nie dojdzie chocbys kule ziemska poruszyl, czyli mozg sformatowany so czysta. Najczesciej nie ma wlasnego zdania tylko podpiera sie tymi samymi cytatami z koranu. Czy spytasz o stosunek do wojska czy o kuchnie czy o wychowanie dzieci, szuka w koranie sury i odpowiada, to tak zwany przypadek beznadziejny.

2. grupa - konwertytki jak ja mowie wybierzmowane fiutem. Te sa zdzirowate, pyski od ucha co ucha, zreszta trudno sie dziwic, forum to jedyna okazja zeby jadaczke wydrzec, bo w domu maz czy naZYczony jak one pisza, dalby skopa i skonczyla by sie dyskusja. Tak ze tutaj maja okazje do wyzycia swojej frustracji i spieprzonego zycia.

3. grupa to zwyczajne awanturnice polujace na sniadych facetow, bo gdzies tam jedna czy druga taki przelecial w Egipcie czy Tunezji, a paszteta w Polsce Polak kijem ruszyc nie chcial. To taki letzte abschaum. /.../

osoba, ktora to napisała, napisała to pod własnym nazwiskiem, opatrzyła własnym zdjęciem, i jest widocznie dumna z siebie i swoich poglądów. ma tez sympatyzujące z nią /i z jej poglądami również/ potakiwaczki.
a najfajniejsze jest to, że ta osoba na zdjęciu wygląda jak typowa Polka po 50tce, pulchna, tlenione włosy ostrzyżone na krótko, zakręcone, i ma napradę sympatyczną twarz. a jednak, nienawidzi nas tak bardzo, że poświęca nam sporo swojego czasu i uwagi.
nie wiem, szczerze powiem, ze nagle straciłam komfort chodzenia po ulicy w Polsce i uśmiechania się do miłych, starszych pań.

Stop the Clash of Civilizations

let's think about that.

niedziela, 17 sierpnia 2008

kwestia tożsamości

dzisiaj wiedziona niewiadomego pochodzenia tajemniczym impulsem dobrałam się do zawartości jednej z szafek i zaczęłam robić porządki- to jest wywalać wszystko co mi nie pasowało.
a szafka była z papierami. więc spędziłam 'urocze' popołudnie przeglądając zdjęcia, listy, pamiętniki i takie tam... stare rachunki, wyniki badań /0Rh+, nareszcie mam dowód na piśmie, bo zdążyłam zapomnieć od czasów w których byłam honorowym krwiodawcą/.

zdziwiłam się ilością buddyjskich fantów, bo byłam święcie przekonana, że wszystkie już oddałam. ale zostały zawiadomienia jakby to ująć urzędowe, programy kursów w których uczestniczyłam z różnymi nauczycielami, zapis inicjacji które przyjęłam... i których nie pamiętam już prawie wcale.
bez większych problemów wywaliłam wszystko.

listy- czy to nie dziwne że już prawie nikt nie pisze listów? mamy maile i smsy. a jak miło jest pooglądać sobie listy od przyjaciół, popatrzeć na ich pismo... poczytałam też sobie pamiętniki, część jeszcze z liceum. a teraz mamy blogi lol :D
naszły mnie refleksje nawet. jak krucha jest ludzka tożsamość. wydaje się, że jestesmy kimś o określonych cechach a jednak niezupełnie identyfikuję się z samą sobą z okresu nastoletniego, ciążowego, wreszcie buddyjskiego, czy nawet z okresu intensywnej nauki angielskiego, ach te phrasal verbs! nawet sny mi się wtedy śniły po angielsku.
doszłam do przerażającego wniosku, że mogłabym w zasadzie wywalić wszystko jak leci, oprócz zapisków związanych z Mają, bo w pewnym sensie są bardziej jej własnością niż moją.
zostawiłam też listy, i zdjęcia.
wiecie, kiedyś, w drugiej klasie liceum, ostrzygła mnie koleżanka na chłopaka. to był dopiero widok! a potem pojechaliśmy na wycieczkę klasową w skałki i żeśmy się grupowo i beztrosko tam zgubili. było super :)

piątek, 15 sierpnia 2008

środa, 13 sierpnia 2008

jak to jest być muzułmanką?

jako nie widzę żadnej dramatycznej różnicy przed i po- jestem przede wszystkim sobą.

jak to jest być muzułmanką w ogóle- islam jest prosty i piękny- zaskakująco mam dużo większe poczucie wolnoci, wiem, że odpowiadam za swoje czyny przed Bogiem i odpada mi problem uszczęliwiania innych za wszelką cenę.

są różnice w diecie- nie jem wieprzowiny nie piję alkoholu, szczególnie to ostatnie ma pewnien wpwływ na kontakty towarzyskie. nie chodzę do klubów, na dyskoteki, natomiast wiele radosci dają mi koncerty, galerie, spotkania z ludźmi.

nie odczuwam braku niczego, przeciwnie, odkąd przyjęłam islam, zaczęło spełniać się wiele z moich wieloletnich marzeń- na przykład podróż do Indii.

jak to jest być muzułmanką w Polsce- to już temat rzeka. ludzie są generalnie uprzedzeni, ale osobicie nie spotkałam sie z żadnym przejawem agresji, dzięki Bogu. oby tak już zostało.
brakuje muzułmanskiej nazwijmy to 'infrastruktury', sklepow halal, gdzie mogłabym spokojnie zrobic zakupy bez koniecznosci czytania skłdu kazdego artykułu. nie spotkałam na przykład w Polsce ani jednych parowek drobiowych które by nie miały w składzie tłuszczu wieprzowego. co prawda mogę spokojnie żyć bez parówek /tylko czemu one się nazywają 'drobiowe'? a nie 'smalcowo-drobiowe'?/.

podsumowując- życie jest normalne, zwyczajne, spokojne, dzięki Bogu niczego mi nie brakuje.

wtorek, 12 sierpnia 2008

wiem, brzydko jest kopiować, ale nie zdzierżyłam :D

Gazeta Wyborcza objawila:

"Piasek na plaży nie nadaje się do robienia babek. Córka zaszła w ciążę zapłodniona przez plemniki pływające w hotelowym basenie. Wytarte guziki na pilocie do TV. Na te i inne, równie zaskakujące skargi muszą odpowiadać pracownicy poznańskich biur podróży.

Dziennikarka poznańskiego wydania "Gazety" wybrała się do miejscowych biur podróży i zadała pytanie o najdziwniejsze skargi klientów, z którymi przyszło im się zmierzyć. Okazuje się, że wymarzone wakacje w ciepłych krajach mogą przysporzyć wielu niedogodności. Aż trudno uwierzyć, z jakimi przykrościami natyka się turysta.

Najpierw trzeba jakoś dotrzeć do odległego celu podróży. Ale co zrobić, jeśli ktoś "złośliwie otworzy okno w samolocie"? - Pani żądała odszkodowania, bo "przeziębiła się w trakcie lotu do Maroka" - mówi jeden z pracowników biura podróży. I cały urlop zepsuty.

Jeśli jednak jakimś cudem dotrzemy na miejsce cało i w miarę zdrowo, nie należy oczekiwać relaksu. Turysta na urlopie cały czas musi stawiać czoła przeciwnościom losu. Począwszy od braku ulubionego kotleta schabowego w menu hotelu w kraju muzułmańskim, braku coli light w restauracji serwującej produkty regionalne, na wytartych guzikach od pilota do TV skończywszy.

Nie lepiej jest, jeśli biedny turysta zdecyduje się opuścić budynek hotelu. Klienci jednego z biur nie byli w stanie przeboleć faktu, że w czasie wakacji spędzanych w Turcji na plaży Kleopatry rodzaj piasku nie pozwalał na robienie babek.

Jeśli nie na plażę, to może chociaż popływać w basenie hotelowym? Tylko nie to! Okazuje się, że największe niespodzianki czekają na turystów w hotelowych basenach. Ze skarg składanych przez niezadowolonych klientów możemy dowiedzieć się na przykład, że "w Tunezji w basenie pływają Arabowie". Oburzona turystka uważała, że tubylcy nie powinni korzystać z usług tego samego hotelu co turyści.

Jednak najbardziej zadziwił nas przypadek młodej dziewczyny, która wróciła z Tunezji w ciąży. Jej matka złożyła pisemną skargę do biura i zażądała rekompensaty. Według niej córka zaszła w ciążę z powodu żywych plemników, które... pływały w hotelowym basenie. Zgroza. Czy nie lepiej zostać w domu?"

a mowia ze podroze ksztalca?
no moze nie wszystkich jak widac.

sobota, 2 sierpnia 2008

cel: wrzesień

inshaAllah
pomału wszystko się zaczyna układać.
nabrałam ohydnej maniery niestosowanie polskich ogonkow literkowych, więc teraz muszę się nieźle pilować żeby blog wyglądał na poziomie i literacko.
wciągnęły mnie dyskusje na naszej-klasie jak zwykle wsiadam na białego rumaka i w galop. im bardziej ktoś chamski i wulgarny, tym bardziej mnie to rusza i staję się wredną przeintelektualizowaną suką z wyższych sfer. efektem takich działań był niesamowicie interesujący komentarz, że zieję nienawiścią. a ja się po prostu starałąm być mega kulturalna, tak, przyznaję, po to, żeby zaznaczyć swoją intekektualną wyższość i upokorzyć w ten sposób chamskie interlokutorki.

na forum o islamie przyplątały się bowiem 3 wulgarne gracje, jedna lepsza od drugiej i napadają na nas stadnie :D po czym piszą na nas donosy do admimow naszej-klasy, że kasujemy ich posty. a posty są typu następującego 'a co, zasmakowałaś czarnego k....a i cię oświeciło?'
ja rozumiem, że ktoś chce sobie porozmawiać o islamie, i nie wymagam, żeby ludzie islam i nas kochali.
ale ta odrobina kultury by się jednak przydała.

piątek, 25 lipca 2008

siedzę i myślę

i przychodzi mi do głowy sporo różnych rzeczy.

o czym rozmyślam- kolejność nieprzypadkowa.

1. po pierwsze primo, myślę sporo o swoim mężu, co dziwne, myślę o nim same dobre rzeczy. im więcej myślę, tym przyjemniejsze myśli przychodzą mi do głowy.
2. po drugie primo, zaczełam ambitnie rozmyślać o Ramadanie. czas przypomnieć sobie literki arabskie i wziąć się za uczenie się ulubionych ajatów.
3. dużo słucham muzyki, nic to że repertuar ogranicza się do 5, 6 kawałków, są fajne, kocham je i będę słuchać! w kółko.
4. myślę też o tym że chętnie wybrałabym się do lasu na jagody. ta myśl jednak nie przeradza się w planowanie ani też w działanie; leje deszcz, codziennie, od tygodnia już chyba, i nie mam ochoty utonąć w błocie na jakimś pustkowiu.
5. wracam do książek, które ongiś czytałam z przyjemnością i delektuję się poczuciem komfortu, jaki dają mi związane z nimi wspomnienia.

ogólnie, życie stało się jakby miękciejsze, inshaAllah oby jak najdłużej.

niedziela, 20 lipca 2008

half the way

may God forgive me but even though it is July I live like it is the end of August, worrying about school stuff, and other things. whatever I do, I have the feeling I am not doing anything or at least that I should have tried harder, done more, subtle sense of failure hardly ever leaves me.
and sometimes I wake up being scared.

one thing keeps me going, the Ramadan, blessed month. Ramadan always brings good things, Alhamdulillah. Ramadan made me a Muslim after all. so let's wait for Ramadan.

wtorek, 15 lipca 2008

hadisy

What is Faith? When your good deed pleases you and your evil deed grieves you, you are a believer. What is Sin? When a thing disturbs (the peace of) your heart, give it up. (Ahmad).

If anyone removes (one of the) anxieties of this world from a believer, God will remove (one of the) anxieties from him on the Day of Resurrection; if one smoothes the way for one who is destitute, God will smooth the way for him in this world and the next; and if anyone conceals the faults of a Muslim, God will conceal his faults in this world and the next. God helps a man as long as he helps his brother. If anyone pursues a path in search of knowledge God will thereby make easy for him a path to paradise. (Muslim).

He who goes out in search of knowledge is in God's path till he returns.(Tirmidhi, Darimi).

You have two characters which God likes; gentleness and deliberation. (Muslim).

People will not sit remembering God without the angels surrounding them, mercy covering them, peace descending on them.(Muslim).

He who does a good deed will have ten times the amount of blessings, and I [God] shall give more, but he who does an evil deed will have an equivalent reward of evil, or I shall grant forgiveness. If anyone draws the length of a span near Me, I shall draw the length of a cubit near him, and if anyone draws the length of a cubit near Me, I shall draw the length of a fathom near him. If anyone comes to Me walking I shall come to him at a run, and if anyone meets me with sins of the size of the earth, but has not associated anything with Me, I shall meet him a similar amount of forgiveness. (Muslim).

Hadhrat Abu Hurairah (Allah be pleased with him) narrates that Muhammad (peace be upon him) said: "Will there remain any impurity on a person who baths five times a day in a river flowing in front of his house?" The people said: "No impurity will remain on him." Muhammad (peace be upon him) said: "This is the effect of the five Salaat. By means of it, Allah Ta'ala purifies the performer of all sins." (Bukhari, Muslim).

If you spend (to help others), O son of Adam! I [God] shall spend on you.(Bukhari, Muslim).

Do not consider any act of kindness insignificant, even meeting your brother with a cheerful face.(Muslim).

If anyone keeps goods till the price rises, he is a sinner. (Muslim).

Among the believers who show most perfect faith are those who have best disposition and are kindest to their families.(Tirmidhi).

Do not ask for any high office, for if you are given it after asking, you will be left to discharge it yourself; if you are given it without asking you will be helped to discharge it.(Bukhari, Muslim).
The most excellent jihad is when one speaks a true word in the presence of a tyrannical ruler.(Tirmidhi).

If anyone who seeks the office of Qadi among Muslims till he gets it and his justice prevails over tyranny, will go to paradise; but the man whose tyranny prevails over justice will go to hell. (Tirmidhi, Ibn Majah).

The man who is most hateful to God is the one who quarrels and disputes most. (Bukhari, Muslim).

Shedding of blood will be the first matter about which judgement will be given on the Day of Resurrection.(Bukhari, Muslim).

He who believes in God and the Last Day should honour his guest; he who believes in God and the Last Day should not annoy his neighbours; and he who believes in God and the Last Day should say what is good or keep silent. (Bukhari, Muslim).

Feed the hungry, visit the sick and free the captive.(Bukhari).

Those who are merciful have mercy shown them by the Compassionate One, if you show mercy to those who are in the earth, He Who is in heaven will show mercy to you.(Abu Dawud, Tirmidhi).

The best house among the Muslims is the one which contains an orphan who is well treated, and the worst house among the Muslims is the one which contains an orphan who is badly treated.(Ibn Majah).

The believer is not the one who eats his fill when the neighbour beside him is hungry.(Baihaqi).

All creatures are God's children, and those dearest to God are the ones who treat His children kindly. (Baihaqi).

Touch an orphan's head and feed the poor.(Ahmad).

Adhere to truth, for truth leads to good deeds and good deeds leads him who does them to paradise. Falsehood is wickedness and wickedness leads to hell.(Muslim).

None of my companions must tell me anything about anyone, for I like to come out to you with no ill-feelings.(Abu-Dawud).

If you guarantee me six things on your part, I shall guarantee you paradise: speak the truth when you talk, keep a promise when you make it, when you are trusted with something fulfil your trust, avoid sexual immorality, lower your eyes and restrain your hand from injustice. (Baihaqi).

God has revealed to me that you must be humble, so that no one boasts over another, or oppresses another.(Muslim).

Avoid envy, for envy devours good deeds just as fire devours fuel.(Abu Dawud).

He who is deprived of gentleness is deprived of good.(Muslim).

Righteousness is good character, and sin is that which revolves in your heart and which you do not want people to know. (Muslim).

God will not show mercy to him who does not show mercy to others.(Bukhari, Muslim).

O God, grant me life as a poor man, cause me to die as a poor man, and resurrect me in the company of the poor.(Tirmidhi, Baihaqi).

Abu Dharr said: My friend ordered me to observe seven things. He ordered me to love the poor and be near them; he ordered me to consider my inferior and not consider my superior; he ordered me to join ties of relationship even when relatives are at a distance; he ordered me not to ask anyone for anything; he ordered me to speak the truth even when it is bitter; he ordered me not to fear for God's sake reproach anyone may cast on me; and he ordered me to repeat often, "There is no might and no power except in God," for these words are a part of the treasure under the throne. (Ahmad).

When one of you becomes angry while standing, he should sit down. If the anger leaves him, well and good; otherwise he should lie down. (Ahmad, Tirmidhi).

Abu Huraira reported God's messenger (peace and blessings of Allah be upon him) as telling that Moses' son Imran said, "My Lord, who is the greatest of Thy servant in Thy estimation?" and received the reply, "The one who forgives when he is in a position of power. (Baihaqi).

Young man, if you are mindful about God He will be mindful of you, and if you are mindful of God you will find Him before you. When you ask for anything ask it from God, and if you seek help seek in God. Know that if the people were to unite to do you some benefit they could benefit you only with what God had recorded for you and that if they were to unite to do you some injury they could injure you only with what God had recorded for you. The pens are withdrawn and the pages are dry. (Ahmad, Tirmidhi).

Beware of the plea of the oppressed, for he asks God most high only for his due, and God does not keep one who has a right from receiving what is due. (Baihaqi).

Do not be a people without a will of your own saying: If others treat well you will also treat well and if they do wrong we will do wrong; but accustom yourselves to do good if people do good and do not do wrong if they do evil. (Tirmidhi).

Jabir said that when God's messenger (peace and blessings of Allah be upon him) was asked for anything, he never said, "No." (Bukhari, Muslim).

Abu Huraira told that when God's messenger (peace and blessings of Allah be upon him) was asked to invoke curse on the polytheists he replied, "I was not sent as one given to cursing; I was sent only as a mercy." (Muslim).

Hind, son of Khadija from her former husband, says about the Prophet (peace be upon him): "Kind of heart, he was nice and sweet-tempered. He never liked to displease or cause offence to anybody. He thanked even for trifling favours. He took whatever food was placed before him, without making any adverse remark. He never got angry for anything concerning his own person, nor did he think of taking revenge or letting down anybody, but if anyone opposed what was just and right, he used to get sore and helped the right cause with all his might. (Tirmidhi).
Fear Allah wherever you are, and follow up a bad deed with a good deed and it will wipe it out, and behave well towards people. (Tirmidhi).

Purity is half of faith. Al-hamdu lillah [Praise be to Allah] fills the scales, and Subhana 'llah [How far is Allah from every imperfection] and Al-hamdu lillah [Praise be to Allah] fill that which is between heaven and earth. Prayer is light; charity is a proof; patience is illumination; and the Quran is an argument for or against you. Everyone starts his day and is a vendor of his soul, either freeing it or bringing about its ruin. (Muslim).

Each person's every joint must perform a charity every day they comes up: to act justly between two people is a charity; to help a man with his mount, lifting him onto it or hoisting up his belongings onto it is a charity; a good word is a charity; every step you take to prayers ( i.e. on your way to the mosque) is a charity and removing a harmful thing from the road is a charity. (Bukhari, Muslim).

Whoever kills a sparrow or anything bigger than that without a just cause, Allah will hold him accountable on the Day of Judgement. The listeners asked, O Messenger of Allah, what is a just cause? He replied, That he will kill it to eat, not simply to chop off its head and then throw it away. (Nisai, Hakim).

Cleanse yourself, for Islam is cleanliness.(Ibn Hayyan).

Pride is to reject the truth and to view other people with contempt.(Abu Dawud).

When a Muslim plants a plant or cultivates a crop, no bird or human being eats from it without its being accounted for as a (rewardable) charity for him.(Bukhari, Muslim).

If anyone plants a tree, patiently protects it and looks after it until it bears fruit, Allah the Mighty and Glorious will count as charity for him anything for which its fruits are used.(Ahmad).

The Prophet (peace be upon him) was asked: "What is the greatest sin?" He (peace be upon him) replied, "To ascribe divinity to someone else other than Allah, when He is the One Who created you." What next?" the Prophet (peace be upon him) was asked, "To kill your child out of fear that it will share your food," he (peace be upon him) replied. (Bukhari, Muslim).

poniedziałek, 14 lipca 2008

Shantaram

niedawno wyszlo po polsku i w koncu trzeba sie zebrac i zakupić. ta książka to jakaś moja prywatna obsesja, wystarczy niewielka zachęta ze strony świata zewnętrznego a już nie sposób się uwolnić od rozmyślania o niej.
może jak przeczytam z siedem razy pod rząd to dam radę. ;-)


"Jedną z przyczyn, dla których pragniemy miłości i tak rozpaczliwie jej szukamy, jest to, że młość to jedyne lekarstwo na samotność, wstyd i smutek. Są uczucia, które zapadają w serce tak głęboko, że tylko samotność może je znowu wyciągnąć. Są prawdy tak bolesne, że tylko wstyd pomaga z nimi żyć. I są sprawy tak smutne, że w płaczu nad nimi może cię wyręczyć tylko dusza."

"Pewien mudżahedin powiedział mi kiedyś, że przeznaczenie daje nam w życiu trzech nauczycieli, trzech przyjaciół, trzech wrogów i trzy wielkie miłości. Ta dwunastka jest jednak zawsze zakryta, tak że nie wiemy, kto jest kim, dopóki ich nie pokochamy, nie zostawimy lub nie pokonamy."

i po angielsku

'There's no believing in God...We either know God, or we don't.'

'The truth is that there are no good men, or bad men,' he said, 'It is the deeds that have goodness or badness in them. There are good deeds and there are bad deeds. Men are just men--it is what they do, or refuse to do, that links them to good or evil. The truth is that an instant of real love, in the heart of anyone--the noblest of man alive or the most wicked--has the whole purpose and process and meaning of life within the lotus-folds of its passion. The truth is that we are all, every one of us, every atom, every galaxy, and every particle of matter in the universe, moving toward God.'

'At first when we truly love someone, our greatest fear is that the loved one will stop loving us. What we should fear and dread, off course, is that we wont stop loving them, even after they're dead and gone. For I still love you with the whole of my heart. I still love you. And sometimes my friend, that love that i have, and can't give to you, crushes the breath from my chest. Sometimes, even now, my heart is drowning in a sorrow that has no stars without you, and no laughter, and no sleep.'

"Sometimes you love only with hope, sometimes, you cry without tears. Someetimes, thats all that is left, to cling together till the dawn".

"If fate doesnot make you laugh then you just don't get the joke"

'Luck is what hapens to you when fate gets tired of waiting'

" When student is ready, teacher appears"

"justice is a judgement that is both fair and forgiving....justice is not done untill everyone is satisfied, even those who offend us and must be punished by us....justice is not only the way we punish those who do wrong....it is also the way we try to save them..."

'It isn't a secret, unless keeping it hurts.'

"Politician is a one who promises a bridge even if there is no river "

'life is what happens to you when you are busy making other plans.'

'The only kingdom that makes any man a king is the kingdom of his own soul.'

'In theory, the slum doesn't exist, because it's not legal and not recognised'. 'We are the not-people, and these are the not-houses, where we are not-living.'

"there is no act of faith more faithful than the generosity of the very poor"

i mogłabym tak w nieskończoność, nawet przepisać całą książkę, a co tam.
jeśli macie ochotę ją przeczytać, nie pożyczajcie jej, tylko kupcie, bo na jednym razie się nie skończy, będziecie tęsknić za nią.

Shantaram, Gregory David Roberts.
www.shantaram.com