Z okazji pewnego istotnego rytuału przejścia musiałam upiec tort.
Opis wnętrza tortu:
biszkopt czekoladowy;
krem na bazie bitej smietany, aromatyzowany sokiem z lomonki;
ogromna ilość wiśni w postaci konfitur, brzoskwiń- z puszki... i kiwi.
Co miałam robić? jest koniec listopada! świeżych owoców brak!
Zewnętrze tortu: okremowany na biało, listki melisy, ziarenka granatu, starta skórka z limonki; wszystko opruszone cukrem pudrem, bo spadł pierwszy śnieg. Wiem, że to niedorzeczne, ale nie mogłam się powstrzymać :)
Zostało mi sporo melisy, a ponieważ na torcie smakowała mi przewspaniale, postanowiłam sobie zaparzyć z niej herbatkę. Pourywałam listki, a łodyżki i resztkę listków dostał pan króliś, Kacunia vel Bandzior. Vel Maurycy Marfefka.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zapadłam w błogi sen. Kacunia też jakby lekko przyćpany.
Gdy Ci smutno i Ci źle, idź, meliski napij się!
Jutro idę do apteki- 3 paczuchy chyba wystarczą na początek :P
1 komentarz:
Excellent Blog
Mark de Zabaleta Herrero
Prześlij komentarz